D07- dziennik rzeka Ori_noko
Prawie jak na budowie ja robię plany a życie idzie swoją drogą. Dzień miał być banalnie prosty, przywieźć do domu Matczysko, zrobić obiad, pójść po najmniejszego Klona odebrać drugą dostawę drewna w tak zwanym międzyczasie zamocować lampę w łazience, w pokoju AGD też, rozpakować karton książek i może spróbować zapanować nad nieładem w garderobie. Prosty pracowity dzień. Aby go sobie ułatwić nakłoniłam męża do użyczenia pojazdu - łatwiej będzie. Jak oddać na piśmie głośny ironiczny śmiech?
Pierwsza sprawa okazało się, że dziś właśnie chorujący Klon ma konkurs matematyczny, ze względu na stan zdrowia, aurę warto by było go dostarczyć i odebrać – konieczność podzielenia się stała się wyrazista.
Start w kierunku szkoły, jeden Klon, druga szkoła drugi Klon, trzecia szkoła (no przedszkole) trzeci Klon. Mąż do pracy, ja po Matczysko. Zwijam mamę, wywożę na działkę jedziemy w deszczu. Po drodze zaczyna się cyrk samochód tańczy na potwornym błocku, z trudem docieram pod bramę i tu się zakopuję na amen. Klucząc znajdujemy średnio zapadające się miejsca, docieram do garażu i już w dwa kwadranse uwalniam samochód. Wczesnym popołudniem wyruszam po dzieci, zakupy, komplet rodzinny w wozie, podjeżdżamy ostrożnie i …tak oczywiście zakopujemy wręcz beznadziejnie
Dzieci do domu niechże i babcia ma z nich pociechę. Jednak po wzmacniającej kawie biorę łopatę warto by wydobyć samochód .Akurat słoneczko dodaje mi otuchy. To był jednak tylko taki chwyt marketingowy jak tylko wbiłam łopatę to z nieba lunęły strugi wody.
Matczysko musi wrócić do siebie, ma na wieczór ważne spotkanie, a i przecie mąż na noc w pracy nie zostanie. Walczę z gliną i samochodem, synek nadchodzi z łopatą za chwilę drugi. Po godzinie wiemy, że tym razem to faktycznie ugrzęźliśmy. Czas chwilkę odpocząć i wreszcie pomyśleć. Ociekająca wodą, zabłocona po uszu idę w obchód po sąsiadach, godzina obiadowa może, który w pielesze na posiłek wrócił?
Już w trzecim domu gospodyni po starannym obejrzeniu mnie ujawniła posiadanie zięcia na składzie, ba chłopak ma samochód ciężarowy. Podjeżdża i powolutku ciągnąc, manewrując wydobywa nas na zewnątrz.
Uff idę położyć się na najbliższym nagrzanym skrawku podłogi. Kurtyna opada - równocześnie skończyła się wiosenna zawierucha.
W domu grzejemy się przed kominkiem, dobrze wskoczyć w suche rzeczy a zaraz potem z gracją prześlizgnąć się do auta. Mama odstawiona teraz czas odebrać kolegę małżonka.Chcę tylko położyć się do lóżka. Na drugi raz mocno się zastanowię nim poproszę o pojazd na cały dzień, chodzenie na piechotę nawet w połowie nie jest tak strasznie meczące
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia