D07- dziennik rzeka Ori_noko
„Klapa sedesowa”
Dla niewtajemniczonych tytułowy przedmiot to synonim przewidywania drożyzny a w efekcie rzecz w zasięgu ręki. Zresztą, jeśli chodzi o historię tego określenia odsyłam do lektury Melchiora Wańkowicza…
Wracając jednak do klapy: od długiego czasu na dwóch częściach działki straszyły góry śmieci, nawet nie guz, ale takie jakieś smętne resztki płyty k/g i folie i opakowania, które nie klasyfikowały się do spalenia, resztki styropianu, wiadra po dysperbicie, pęknięte po farbie ot taki bałagan pobudowany. Ohyda i tyle.
Jak śnieg stopniał to stanęliśmy przed faktem: król jest nagi a działka zaśmiecona. Zaczęłam w dni wywozu wystawiać po dodatkowym worku, ale w tym tempie to do następnego roku byśmy nie wyszli na prosta. A te wory ciękie takie .... No, co tam biorę telefon i dzwonię do ogólnobudowlanego pana, co to i porąbie drewno i antenę założy...
- A wiela by taki wywóz kosztował?
- No paliwo, dwóch ludzi to tak do stówki się zmieścimy no i faktura z wysypiska..
- Oj! - Nic to dzwonie do Zakładu Komunalnego:
- Mam tak na Żuka śmieci różnego typu do wywiezienia po ile by była ta przyjemność?
- Dwa złote za kilometr od bazy do pani w dwie strony i faktura z wysypiska 66zl za tonę.
- A pomogą mi chłopaki załadować?
- No pewnie, dogada się pani z nimi..
I w niecałą godzinne później dwóch panów podjechało z fasonem. Młodzież z kompletnym brakiem entuzjazmu wysypała się z domu możliwie spokojnie biorąc się do pomocy. No tych śmieci to trochę wyszło. Załadowaliśmy z czubem. Przez półgodziny pięć osób zwijało się ostro, jeszcze czuje w kościach. A przez tą godzinę między telefonem a przybyciem latałam po terenia jak oszalały zając robiąc pewnie z pięćset skłonów (żaden wuefista by mnie do podobnego wysiłku w życiu nie nagiął !!!) Z tym ze ja nie szukałam zieleniny do obgryzienia a słoików, puszek, opakowań po piance montażowej to, co wiatr rozwłóczył, a my wcześniej nie zebraliśmy.
Przy okazji zbierając znalazłam kolejne butelki po wódce, poprosiłam pana z sąsiedniej budowy żeby podszedł do siatki. Poddaję mu dwa puste opakowania: Proszę ślicznie do mnie nie rzucać flaszek, bo następne odniosę, ale do waszego inwestora. Dziękuję i do widzenia – na osłodę uśmiech i powrót do zbieractwa.
Teraz ma teranie mamy jedynie błoto i już. Przeleciałam też wokół krzaczków z grabiami, moje śliczne żonkile dzielnie wydobywają się na świat, krokusy już są, drobniutkie i takie wystraszone, pogniecione z niewyspania jeszcze, ale już lśnią w słońcu. Pogoda cudna a ja popracować muszę.. Dość wypasania się na forum i w ogrodzie z drugiej strony jak milo, że praca mnie lubi
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia