D07- dziennik rzeka Ori_noko
Normalnie wróciły najpiękniejsze dni budowania . Ja czekam , a majstrów nie ma. Adrenalina rośnie. Chyba jak zakończymy wszelkie prace to zacznę skoki spadochronowe. Uczucie powinno być podobne.
Siedzę sobie spokojnie w naszym ślicznym domku . Dla spokoju ducha posprzątałam parter i wiedząc że lada chwila będę mieć gościa najpierw sobie troszkę pograłam. No sumienie gryzie wzięłam się za drobne prace. Lada moment powinien być, no chwila z wiertarką na górze można teraz u jednego Klona zawiesić firanki. Czy nie przegapiłam dzwonka? To może dla rozrywki kwadrans z żelazkiem? Teraz okna – są słabo przejrzyste. Na komórce nie ma ani śladu prób kontaktu. E lepiej porąbać drewno. I tak krok po kroku w końcu poczułam ze jeszcze jeden ruch a padnę ze zmęczenia. Fajnie i to miał być spokojny dzień ! Wolę pracować. W połowie tak się człowiek nie umęczy.
Jak w końcu doczołgałam się do stołu z kawą to pojawił się oczekiwany majster z wyceną i spisem materiału. Dobrze że byłam stargana jak zwierz to nawet nie chciało mi się irytować . Pan Tynk z rozbrajanym uśmiechem uraczył mnie : mogą wejść do nas nie za dwa dni jak byliśmy wstępnie umówieni , ale za dwa tygodnie.
Szybka kalkulacja jak wezmę konkurencję to będzie od ręki za to drożej. Co robić? Co robić? Mam ! Umowa na stół, tam zapis ceny, terminu wejścia i wyjścia i kary dla spóźnialskich . ..
Pan się wykręcał jak umiał , ze smutkiem odkładam papier na bok – No to trzeba mi iść do konkurencji. Pan się aż podniósł , chwyta cyrograf i mówi: a co tam podpiszę, jak ma pani być od tego spokojniejsza. I to jest to co tygrysy lubią najbardziej…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia