D07- dziennik rzeka Ori_noko
Duży weekend, plany : wypad nad morze, z okazji Dnia Dziecka skok do Wrocławia do zoo & japońskiego ogrodu, natomiast sobotę i niedzielę błogie leniuchowanie. Żadnego pętania się po sklepach, budowania, zakupów żywnościowych bo przecież nas nie będzie praktycznie w domu….
Realizacja :
czwartek w skutek wcześniejszej wizyty w naszym ulubionym ( zwłaszcza cenowo ) punkcie sprzedaży roślin trzeba było nabytki zasadzić. Przy jakiejś koszmarnej temperaturze powietrza znaleźliśmy miejsce dla piętnastu sadzonek, potem troszkę niezapowiedzanych gości i duszny wieczór.
Piątek no dziś to koniecznie albo morze, albo Wrocław. Stanowczo ! Mąż ma nieaktualne dokumenty. Wiec trzeba tylko odebrać nowe prawo jazdy , następnie okolica przeczesana pod kątem dodatków do rynien, tynku i podkładu, potem znowu nas zaniosło do ogrodniczego. Zlani potem i na czworakach powrót do domu wyładowani po brzegi roślinnością i drobiazgami budowlanymi. Zabrakło dwóch wiader podkładu i pięć wiader tynku . I rękawice do ogrodu , sitko do węża, nawóz dla róż…
W sumie wiedziałam od początku było wyliczenia skrajne, ale jeśli producent pisze że na 1m2 zejdzie 4,5 kg masy to z cudem by graniczyło wyrobienie 4 kg na metr. Zwłaszcza że producenci podają zużycie na styk. Jednak spotkanie z rzeczywistością to otrzeźwiające doświadczenie. Panowie walczą z garażem i tekturowymi tulejami na słupach przed domem. Po zdjęciu zastanawiamy się co z nimi zrobić, skłaniam się do otynkowania – panowie nie są zachwyceni . Trudno .
W takim razie zdecydowanie jedziemy w sobotę . Należy nam się oddech od budowy i codzienności. Fajnie tylko dzieci maja zawody pływackie i zupełnie zapomniałam jesteśmy umówieni na imprezę. Nic to…. – jak mawiał mały rycerz.
Potyczki na basenie odbębnione , rodzina rozrzutnie nakarmiona w knajpce w Poznaniu (lodówka kompletnie pusta wszak miało nas nie być…), panowie proszą o wypłatę hm jak tak dalej będą wybierać co do wykonanego metra pracy to na koniec po dyszce na piwo im zostanie. No dobra duzi są. Tak wiec majstrowie rozliczeni z tygodniówki kończą podbitkę na garażu, bierzemy najmłodszego Klona pod pachę i zasuwamy się rozrywać . Mam ochotę zasnąć na siedząco.
E nie jest źle. :) Wszyscy rozluźnieni , nastawieni pogodnie , ciekawe zdjęcia z Nepalu , pasjonujące opowieści o wyczynach wspinaczkowych znajomych, bardzo sympatycznie. W ten spokój wdziera się rozpaczliwy ryk Potomka gospodarzy. Uciekł nadmuchany helem tygrys. Klon blady i zapłakany pakuje mi się na kolana , cholera – oczywiście to on zwrócił tygrysowi wolność. Fajnie . Dzieciak dostał zwierza właśnie dziś, bo był na wycieczce w Zoo. No to mamy trop gdzie to można zdobyć…Uspakajam i przekonuję moją kupkę nieszczęścia : sprawę da się odkręcić. Niedziela zapowiada się pasjonująco….
Skoro świt to znaczy blisko dziesiątej rano wyruszamy do Poznania odwiedzić stare kąty . No bo jak już nie udało się nigdzie wyjechać , a ja wyruszam na safari , to wszyscy się zdecydowali na uczestnictwo. Trzydzieści dwa stopnie ! Przy okazji obeszliśmy Nowe Zoo średnią trasą czyli pięć godzin na nogach ale picia wzięliśmy litr , dokupiliśmy dwa ciągle mało nam – na koniec próbujemy wychłeptać wodę z basenu fok .
Odwiedzamy wszystkie stragany z gadżetami do niszczenia rodzicom budżetu. Owszem mieli tygrysa – sprzedali ostatniego , wczoraj takiemu okrągłemu blondaskowi. Nawet wiemy któremu… Jedziemy pod Stare Zoo. Nie mają. Te duże balony słabo schodzą. Myśl, myśl gdzie w Poznaniu w niedzielę kupisz takie coś? Co mówił gość na parkingu? Stary Rynek! Nieprawdopodobnie zmęczeni i zziajani przeszukujemy stragany . Jest ! Nominały NBP z ręki do ręki i tygrys jest nasz. Pilnujemy go czule . :) Klony warczą , ja błądzę próbując dojechać do domu wczorajszych gospodarzy. Szczęściem najmłodszy Klon odziedziczył po ojcu orientację w trenie i zawraca nas z manowców na które wyprowadziłam wyprawę.
Cichutko na paluszkach skradamy się przez ogród do domostwa znajomych, przywiązujemy tygrysa do lusterka samochodu . Klon kwiczy ze szczęścia , dwa starsze duszą się ze śmiechu - szkoda ze nie zobaczymy miny Potomka jak przyuważy powrót marnotrawnego balonu .
Z ulgą do domu - trzeba w końcu kiedyś wypocząć . Precz z dużymi weekendami. Mały weekend mały kłopot… Logiczne – prawda?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia