D07- dziennik rzeka Ori_noko
Ten wymarzony ogród kosztuje mnie więcej nerwów niż cały dom ! Zaskakujące. Prawda równowaga hormonalna zachwiana więc o irytacje mi o 300% łatwiej. Do tego większość ludzi z którymi pracowałam robili to co umieli, a wtedy przyjemnie i zlecać i patrzeć. :) Natomiast choć czytam i kształcę się pod kątem ogrodniczym to co tknę ten temat to mam niesmak . Wrócę do poprzedniego sposobu , będę kupować sobie roślinki , sadzić je w dołach wypełnionych żyzną ziemia i już. O !
Ekipa pana Traktora równa ziemie i nawozi ją bezkonkurencyjnie, zgłosili akces do układania granitu. Cóż w praniu okazało się że dla nich to jest … pierwszyzna. I czemu to kręci? Przecież w końcu prawda wyjedzie na wierzch, szkoda ze naszym kosztem…. Im więcej cementu żądali tym więcej mojej uwagi zajęli. Patrzę i oczom nie wierzę. Wszak rozmawiałam z nimi o tym jak się kładzie kostkę.
Uwaga potomni ! Prawidłowe układanie wszelkich bruków wygląda następująco: wytyczenie koryta w którym będzie biegła ścieżka, warstwa ok. 10 cm żwiru dobrze toto ubić zagęszczarką , wypoziomować . Na to warstwa do 10cm cementu z piaskiem zmieszanego na sucho lekko poziomujemy łatą, w to wbijamy kostkę . najpierw obrzeża potem środek ścieżki teraz ponownie zagęszczarka ubija nasz prawie że gotowy bruk. Zasypujemy fugi drobnym grysem granitowym (ewentualnie piaskiem. No przy betonowej kostce piasek wystarczy) .Można jeszcze raz przejechać całość zagęszczarką . Jeśli nie stosujemy krawężników to cementownie brzegów poniżej poziomu dróżki. Zamiatamy i cieszymy się efektem końcowym. Dwa dni nie wolno chodzić po krawędziach niech beton złapie boki. Ciężka praca wymaga krzepy plus cierpliwości .
W sumie chodzi o uzyskanie przepuszczalnej warstwy i twardej nawietrzni w jednym. A co okazało się robili panowie pod moim bokiem? Ano piasku nie sypali prawie wcale, za to dali na spód niedużą wylewkę betonową na to piasek z cementem na sucho w to wbili mi kostkę granitową ubijali to ręczną ubijarką (kloc drewna z wichajstrem do trzymania) a na koniec szpary między kostkami zasypali cementem. Uzyskali ten sposób jednolity , nieprzepuszczalny blok betonowo granitowy , który będzie się dawał podmywać, pękać od drobin zamarzniętej wody toć to prawie monolit. Przykro mi bardzo. Byłam praktycznie stale obok, za ścianą jak oni oddawali się radosnej twórczości.
Przyznaję tak się zdenerwowałam, że spać nocy nie mogłam, aż wymyśliłam jakie takie rozwiązanie. Nie, nie obiję ich zdechłym prosiakiem – choć chęć ku temu jest ogromna- wezmę i poproszę żeby albo to rozebrali i ułożyli prawidłowo, albo dostaną 50% umówionej robocizny i precz z moich oczu….
Zostały jeszcze z sześć metrów do końca i trudno niech robią metodą na beton – kloc i z radością pożegnam moich fantazyjnych panów. Mieli wprawdzie robić też opaskę wokół domu, ale już poszukaliśmy inną ekipę , a nowym ludziom już na pewno będę stać nad głową.
Pan Traktor będzie rozczarowany . Jednak od czasu imprezy z Klonem i maszyną straciłam dla nich serce i zaufanie . Wczoraj szala przechyliła się do końca. Mąż chcąc poprawić antenę wędruje do garażu po naszą ogromniastą drabinę. Zrobiła ją ekipa murarzy i od dwóch lat nam wiernie służy. Bardzo solidne ustrojstwo . A sprzętu nie ma , im bardziej szuka tym wyraźniej ani śladu… Korniki? Ależ skąd to nasi panowie pierwszego dnia pracy zniszczyli ją bo potrzebowali proste deski do wytyczenia dróżki. Ręce mi opadły. Pytam:
- rozwalił mi pan drabinę ? Tą wielką ? Z której sięgałam do rynny i do anteny?
- E tam to się później ją zbije na powrót.
- Jak pan mógł, przecież przy stercie opału leży pełno desek szalunkowych.
- chciałem mieć długie deski i prościutkie. (gdyby robił jak mówiłam to by żadnych desek do trzymania ścieżki nie potrzebował !! )
Uczciwie powiem to nawet nie z powodu bezmyślnego uczenia siedmioletniego chłopca jazdy traktorem , ba nawet nie z powodu scementowania kostki (wszak następne kawałki mogli wykonać według wymaganej przeze mnie technologii), ani przez bez pytania wyjmowanie narzędzi z garażu bo żadnych podstawowych do swoich licznych napraw siłownika nie mają, ale właśnie z powodu drabiny nie zlecę im ani pół metra dalszej pracy. Każdy ma coś tam ulubionego. U mnie to była drabina ... A sądziłam że się nie przywiązuję do przedmiotów…
No i po tych bojowych przemyśleniach, przedstawieniu mężowi moich obiekcji, złożeniu samokrytyki na temat nie dopilnowania wykonawców , zarwaniu dwóch nocek blada i spokojna czekam na magików..
Nie przyszli do pracy , nie zadzwonili – cisza w eterze. ” Ale zemsta choć leniwa nagnała cię w nasze sieci …” zostały tu szpadle, sławetna łycha od traktora i taczka. Schowam to dziś w garażu i czekam na dalszy rozwój wydarzeń…
Grunt że spokój odzyskałam, bo wściekła matka to niezbyt dobra sprawa dla Zosieńki która rośnie sobie pod sercem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia