D07- dziennik rzeka Ori_noko
Poturlałam się do szkoły na wywiadówkę – mam uczucie że ostatnio nic innego nie robię jak zwiedzam palcówki edukacji, słucham, kiwam głową i wypełniam ankiety. Ujemna strona posiadania większej ilości Klonów. Każda szkoła próbuje wobec zbliżającego się niżu demograficznego udowodnić, ze jest najlepszą placówka w okolicy…
Siedzę wciśnięta w miniaturę krzesła. Do klasy wpada koleżanka ucząca w tej szkole i od progu woła mnie po nazwisku. Zdziwiona wydobywam się pułapki.
- A nie jak jesteś to siedź. Mijałam wasz dom koło którego jechała wolno karetka – już myślałam, że cię zgarnęli do szpitala...
Całe gremium rodzicielskie patrzy na mnie z ciekawością – pewnie zauważyli zaawansowaną ciążę.
Po godzinie dyskusji nad wyższością świat Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia nie zdzierżyłam . Podziękowałam i uciekłam . Samobiczowanie się rodziców, iż dzieci nie robią tak fenomenalnych postępów jakby sobie wszyscy życzyli (1 klasa szkoły podstawowej ) to trochę ponad moją aktualną wytrzymałość… A tu za drzwiami czeka koleżanka i cieszy się.
- tak myślałam, że dłużej nie wysiedzisz i będziesz wracać . Chodź – odwiozę.
Przyznaję było to miłe.
Kilka dni później któreś z dzieci wskoczyło do pobliskiego sklepu na soczek, tam budząc podziw i zgrozę - minus 15 stopni, a oni na rowerach (mogliby jeździć pociągiem, ale nie chcą czekać i ganiać zależni od rozkładu jazdy) . Tak od słowa do słowa wyszło, że jesteśmy aktualnie bez wsparcia samochodowego bo tatę oddelegowano w teren na dwa tygodnie. Efekt?
Przywiozą nam zakupy…mam zatelefonować powiedzieć co. Po tygodniu poprosiłam . Oczywiście byliśmy wcześniej zaopatrzeni, ale : tu potrzebne są lekarstwa, mały wyskok do rzeźnika itp. Choć połowa życzeń spoza tematyki spożywczej to wszystko załatwione. Pan „Pod kasztanami” (przydworcowy sklepik w Pobiedziskach) wtargał siaty wprost do kuchni… Uroki małej miejscowości .
Szkoda że nie obsługują Poznania – poprosiłabym o zaopatrzenie domu mojej mamy – w takie zimno bardzo trudno starszej kobiecie wychodzić.
Z nowości rodzina oglądając moje imponując wymiary przechrzciła mnie na Telegrubiś. Poczekamy , zobaczymy, po marcu ile kto będzie miał w pasie . Ha! No w każdym razie mam taką nadzieję że to moje bojowe Ha ! znajdzie potwierdzenie w centymetrach… Nie żebym miała jakieś kompleksy, ale ileż czasu można wyglądać jak skrzyżowanie Misia Uszatka z Teletubisiem?
I jedna uwaga budowlana: jeśli ktoś chce zrobić DGP w domu jako alternatywny sposób grzania to mogę to z całego serca polecić. Zwłaszcza w D07. Dziś na zewnątrz jest minus 25 stopni, dom ogrzewam kominkiem i mam plus 20 w każdym pomieszczeniu . W dodatku to DGP bez turbiny – wyłącznie grawitacyjne. Chłodno – zgodnie z złożeniem jest w pomieszczeniu gospodarczym i w garderobie. Tam nie robiliśmy rozgałęzień. Niech żyje DGP i wkład Jotul ! :) Dzięki nim nie dostaję nerwicy zbliżając się do licznika z gazem…
Palimy sezonowanym drewnem jest ciepło, pięknie żarzy się serce domu, słychać jak ogień huczy. Pies dyskretnie pokłada się w pobliżu wygrzewając brzuch i łapki. Jak robi jej się za ciepło to idzie leniwie na posłanie i po dwóch godzinach wraca … Zresztą nas szczeniaczek dorasta – teraz o szóstej rano na propozycję opuszczani cieplutkiego legowiska patrzy z obrzydzeniem i dopiero z godzinkę później zdradza chęć wytknięcia nosa na dwór...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia