D07- dziennik rzeka Ori_noko
Nowa era w życiu obszarników. Wobec gwałtownej potrzeby zapada decyzja o zatrudnieniu pracownika sezonowego. Do prac w ogrodzie. Znalazłam stosownego pana, z rekomendacją od znajomej.
Pan Help został umówiony . Pokazałam co jest do pracy i zachęcająco opowiedziałam o planach na przyszłość.
Z rozwianym włosem i lśniącym okiem z radością kreśliłam projekt ogrodu : tu trzeba przesadzić, tu przekopać z gnojem, tu wyzbierać kamienie, tu zasadzimy jeszcze 60 sadzonek ligustru, tu też trzeba wyzbierać kamienie, o a tam i tam rozłożymy włókninę i obsypiemy korą żeby walka z chwastami była mniejsza , a tu wzdłuż ścieżki to i nasadzenia i włóknina , a jak to będzie za nami to nawieziemy ziemi , ubijemy, wysiejemy trawę , a potem to się zobaczy …
Sądziłam, ż podniosę morale snując wizje jasno mówiące iż zajęcie zaraz się nie skończy , ale chyba otrzymałam efekt odwrotny od zamierzonego. Przy zapowiedzi o przekopywaniu z przefermentowanym gnojem pan miał panikę w oczach, na wieść o zbieraniu i wywożeniu kamieni sam miał ochotę się zabrać jak najdalej od nas. Co ciekawsze do pierwszych prac wybrał chyba najbardziej nieporęczną łopatę jaką mamy. Moja wiara ze zyskałam kogoś znającego się na pracach ziemnych zaczęła blednąć. Po dwóch godzinach sadzenia pan przyszedł na wywiad środowiskowy :
Czy starsze dzieci uczą się pobliskiej szkole?
Nie, Klony suną rowerami do inszej szkoły.
Ale czy na pewno?
Na pewno !
Aha..
Po tej tajemniczej wymianie zdań poprosiłam pana Helpa żeby nim zasadzi roślinkę w dołku to wsypał tam ze 3 łopaty żyznej ziemi i wlał wodę. Tak sadzę w całym ogrodzie i efekty są niezłe. Aż mnie korciło dodać i „proszę zielonym do góry”. Wiara w prawdziwość rekomendacji zbladła.
Następnego dnia pan się nie zjawił. Późnym popołudniem telefon z przeprosinami.
Kolejny dzionek- Help u domofonu: przyjedzie za dwie godziny. Tym razem proszę przed pracą o wytyczenie miejsc sadzenia , pokazuję jak z pomocą dwóch kołków i sznurka wyznaczyć linię żywopłotu. Mam coraz silniejsze wątpliwości. Po dwóch godzinach deja vu :
- Gdzie się uczą dzieci ? – biedny człowiek zapomina że już o tym rozmawialiśmy?
- W Pobiedziskach.
- Ale kolegów i koleżanki tu mają ? Co?
- Nie, znajomych mają ze szkoły i ze starego miejsca zamieszkania - No czego on się tych dzieci uczepił? Coś mu przypominają? Narozrabiały?
Chwytam telefon i przypieram koleżankę do muru. Po pierwsze: pan Help został wypchnięty do mnie na interwencję żony , po drugie: nie zna się na pracach które podjął bo u nich zielni jest mało, po trzecie: rekomendację dostał w celu zachęcenia mnie bo lepiej być bezrobotnym w naszym ogrodzie niż w domu przed TV, po czwarte trudno w okolicy znaleźć zajęcie gdzie nie mieszkają uczniowie jego żony. Mam ! Tu jest pies pogrzebany! Stąd dociekliwość o miejsce kształcenia. Pan zgłosił w rodzinnym domu chęć bycia dorywczym ogrodnikiem – licząc ze jak tu jest młodzież to automatycznie będzie mógł się wycofać z powodów ambicjonalnych. A tu jedyne dziecko uczące się w pobliżu jeszcze długie lata nie będzie miało styczności z jego żoną… Ciekawe czy ten romans ziemny długo potrwa.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia