D07- dziennik rzeka Ori_noko
Odcinek czysto dziecięcy.
Jak dało się zauważyć nasza rodzina jest większa . Zosia Oriana rośnie i rozwija się w fantastycznym tempie odbierając okolicznym kobietom rozum a krowom mleko…
Przychodzi też nadal sporo odwiedzających między innymi moja koleżanka. Serdeczna i kochana . Z córeczką. Rówieśnicą naszego Klona. Dziewczyny przyjechały z osprzętem który prawie że zmiótł mój stoicyzm . I ciekawa rzecz, wewnętrznie bez sprzeciwu godziłam się na różnice w wyposażeniu noworodkowym , ale znalazł się jeden punkt co chodził za mną i brzęczał. Karuzela nad łóżeczko .
Normalnie robiłam krzyżak , sznureczki na których dyndały radośnie zabawki i po sprawie. A teraz zachorowałam . Najpierw udowodniłam sobie, że inwestycja ma sens ponieważ w połączeniu z melodyjkami jest edukacyjną i uspakajającą zabawką, poza tym będę mieć niedługo maleńkiego bratanka to się przyda na dłuższą metę ,poza tym dzieci dorastają to można schować do kartonu i za te 10 lat wyjąć (kompletna bzdura bo nic nie trzymam dłużej niż dwa lata – robiąc regularne przeglądy wszystkich kątów w domu), a tak naprawdę to mam straszna ochotę kupić sobie karuzelę Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zrobiłam rajd wózkiem po okolicznych sklepach . Nogi rozbolały, ale zdobyłam… wiedzę jakich karuzel nie chce widzieć nad dzieckiem. Etap wyżej wypad do Poznania , Zosiak w nosidle. Plecy odpadają jednak jestem bogatsza w konkluzję : wiem co chcę , ale budżet... Siadam do Internetu. Przeszukuję serwisy , sklepy, aukcje. Okazuje się że tą drogą mogę kupić lek na moją chorobę o 120 % taniej. Zdumiewające. Nabyłam. Zapłaciłam . Odebrałam paczkę.
Myślicie że to koniec ? W zwykłym domu pewnie by tak było. U nas z tego musiała powstać historia:
Pamiętacie jak mamie zachciało się karuzeli? I okazało się że kupiła takie skomplikowane coś co bez baterii nie chodzi. I najpierw Klon nr 3 wskoczył na rower – popędził do sklepu. Baterii R20 nie było - pani na popołudnie sprowadzi. Smutno wpatrzeni w zabawkę wysyłaliśmy smsa do starszego Klona – kup 4 baterie R 20.
Owszem brat wrócił, ale z trzema ostatnimi które znalazł w mieście Pobiedziska. No to najstarsza pciecha hop na rower i do pobliskiego punktu sprzedaży. Wraca z brakującym ogniwem. Tylko że teraz mamy trzy prostokątne i jedna okrągłą. Komisyjnie oglądamy zabawkę. Taaa . Potrzebne są jeszcze trzy baterie – okrągłe. Do imprezy wciągamy wujka, który zmierza w naszym kierunku. Wiemy na szczęście i na pewno że w sklepie obok jest potrzebne źródło energii.
Kochany chłopak – padał na dziób ze zmęczenia, ale podjechał, kupił wszystkie jakie były na składzie. W ilości dwóch sztuk. Pani gdzieś zginęła ta trzecia. Nadal nic nie możemy uruchomić.
Mam już w domu dwa razy po trzy sztuki baterii. Nie poddaję się i męczę męża (wracającego z delegacji) telefonami, że w końcu ślubuje pamiętać i kupić na dworcu brakujące draństwo. Przywiózł !!! Triumfalnie montujemy zabawkę i możemy podziwiać jak trzy grube misie szybują nad zachwyconą dziewczynką, przełączać pilotem na światełka i melodyjki. Emocje opadają. Po zerknięciu na zegarek pytam zdziwiona:
- o której ten pociąg przyjechał? Normalnie w domu jesteś trochę po siódmej?
- Na dworcu nie mieli takich baterii – pojechałem do Media Marktu…-
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia