D07- dziennik rzeka Ori_noko
Ostatnio wszystkie dziewczyny z naszego domu zbierają pochwały z prawa i z lewa . Starsza dziewczynka za świetnie zdany egzamin kończący gimnazjum i przyjęcie do wybranego liceum – najmłodsza za wdzięk, przybieranie na wadze oraz cierpliwość przy badaniach.
Ja za zauważenie objawów porażenia lewej strony jej ciałka i spowodowanie tychże badań. Szkoda że dla równowagi w ucho nie dostanie żaden medyk doglądający jej na dotychczasowych etapach.
W szpitalu już mi coś nie grało – choć nie umiem tego określić, chyba ta stópka była wg mnie nie taka jak trzeba – pediatra dyżurny, pediatra ordynator - nic. Uszczęśliwiona porodem, wizją powrotu do domu nie szukałam zmartwień.
Och nie ma to jak własny kąt. Domownicy, łóżko, łazienka – same luksusy Euforia minęła i między obowiązkami pojawiają się pytania : Czemu nie obraca główki? Czemu ma tak zaciśnięte łapki? Coraz więcej wątpliwości. Przy okazji badania bioderk pytam ortopedy – nic nie widzi poza tym on zajmuje się biodrami... uch wyzłościłam się w telefonie do brata .
Córeczka uporczywie trzyma główkę w jedną stronę, wiec przekładam w łóżeczku, masuję szpotowatą stópkę i dziwię się że nadal się nie układa tak jakbym chciała. U starszego rodzeństwa wyglądało to inaczej….
Kolejne szczepienie i kolejny raz lekarz ogląda córcię- nic.
W końcu stwierdzam: w piętkę gonię i wymyślam. Można by pomyśleć jakbym chciała mieć chorego brzdąca w domu !
Jeszcze raz jednak spisałam obawy i objawy , porozmawiałam ze znajomą co odchowała trójkę dzieci i dwoje wnucząt. Dzięki niej idę do specjalistki od rehabilitacji.
Cholera…Teraz wydarzenia posypały się błyskawicznie. Zgadza się Zosinek ma objawy porażeniowe. Skierowanie do neurologa dziecięcego. Dzwonię WSZĘDZIE. Okres oczekiwania : dwa miesiące- wpisuję się na listę – przecież będziemy potrzebować niedługo wizyty kontrolnej. Zapisuję się prywatnie - termin - dwa tygodnie jednak nakłaniam lekarkę do przyjęcia maleńkiej natychmiast . Nim doszło do tej wizyty zaklepuję termin w przychodni rehabilitacyjnej. Termin : półtora miesiąca!!! Fajnie. Włączam cały urok osobisty i kieruję go strumieniem do słuchawki. I …nic.
Chwila oddechu i szukam wsparcia. Koleżanka bierze dzwoni do zaprzyjaźnionej jednostki: Zosia ma termin na pierwszą rehabilitację z NFZ za tydzień. Trzeba zrobić jeszcze USG przez ciemiączko – szukamy nie tylko ratunku ale i przyczyny.
Opadam powoli z andrenalinowej góry. Wszędzie czytam co możemy zrobić, jak to przebiega, co jest przyczyną i co jej właściwie jest …
Zaczynamy rozmowy w domu jak wolno nosić malutką, jak układać rączki, nóżki, łepek, w co się najczęściej bawić- sporo nauki przed nami. Z każdej strony napływa za to jedna zgodna informacja: bez odpłatnej dodatkowej rehabilitacji osiągnięcia są marne. Tym będziemy sobie głowy suszyć w swoim czasie.
Na razie szykuję kamerę (wreszcie się na coś przyda) i mam zamiar nakręcić każde ćwiczenia któremu poddadzą dziewczynkę. W ciągu roku do dwóch powinniśmy być na prostej. Idę pogonić Klony do nauki, żeby przynajmniej nikt korzystając z ich pracy przyszłości nie myślał złych rzeczy. Kochani potomni: Jak coś robicie - róbcie to dobrze, najlepiej jak potraficie- wiem , wiem nic oryginalnego już Rzymianie się tego domagali …
W każdym razie okazuje się, ze z prywatnego gabinetu nie dostanę skierowania na rehabilitację (czemu?????) inną niż płatną więc musze wrócić do lekarza pierwszego kontaktu.
Panie w naszej przychodni ćwierkają nad wózkiem i pocieszają się i mnie na trzy głosy (hm ciekawe skąd wiedzą – przecież dopiero o tym piszę, a wcześniej tylko w śród bliskich rozmawialiśmy… )
Pani doktor waha się króciutką chwilę kiedy otwarcie domagam się skierowania. Wyraźnie ma ochotę odesłać mnie ponownie na wizytę do neurologa z NFZ i na wywalczenie tam stosownego dokumentu. Z drugiej strony znamy się już całkiem nieźle i wzdychając wypisuje potrzebne tabelki. Przyzwoity człowiek. Na odchodnym proszę : może pani powiedzieć panu kierownikowi (znanego w naszej mieścinie ze skąpstwa – zwłaszcza jeśli chodzi o kierowanie pacjentów na leczenie specjalistyczne), żeby z pretensjami zjawił się do mnie..
Jednak skierowanie na USG dociemiączkowe mam wydębić od neurologa na wizycie nazwijmy ją "państwowej".
No i właśnie na tej drodze zbierałam „ochy” i „achy” jaka to jestem troskliwa, spostrzegawcza i w ogóle niezwykła bo inaczej sprawa wyszłaby około ośmiu- dwunastu miesięcy kiedy maleńka nie siadałby ani by nie wstawała.
Miałam za każdym razem chęć powiedzieć żeby sobie swoje zachwyty …(niecenzuralne) wpakowali, potem (niecenzuralne) i na koniec duży zestaw uwag na temat NFZ (ABSOLUTNIE NIECENZURALNE). Najdumniejsza jestem w tym wszystkim nie z tego że załatwiałam co trzeba – innego wyjścia nie było ale z tego , że nigdzie nie powiedziałam z głębi serca co myślę.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia