D07- dziennik rzeka Ori_noko
Pierwsza wizyta na rehabilitacji – wychodzę na czworakach . Głowa boli potwornie , dobrze że mąż mógł z nami pojechać. Powrót wózkiem via PKP przekraczał moje możliwości psychiczne .
Drobna pani w wieku „późny Balzak” obracała, wywijała Zosieńką która ryczała w głos protestując i zalewając się łzami . Na szczęście ten krzyk nie mówił „boli ” ale „zostaw mnie w spokoju!! Natychmiast”. Rzucała nazwami metod ćwiczebnych wyłapałam nazwisko Vojta. Program mamy mieć mieszany z przewagą metody tego profesora.
Kamery nie pozwolono nam włączyć. Kierownik ośrodka zabrania…
Pytam bardzo, bardzo spokojnie : jak w takimi razie mam się nauczyć rehabilitacji ? W ciągu czterdziestu minut pani pokazała mi masę rzeczy które mam robić z córką, a mi się udało zapamiętać może z trzy ćwiczenia...
No dobrze, pani łagodnieje i każe jeszcze raz przyjść następnego dnia, bo kolejna wizyta będzie za miesiąc - sezon urlopowy…
Tym razem spotkanie trwa kwadrans pani Rehabilitantka wepchnęła nas w rozkład dnia po wszystkich wizytach. Spokojniej pokazuje mi ćwiczenia , jednak to ciągle za mało. Wracając rozmawiam z moją klientką, której wcześniaczek przeszedł z sukcesem całą podróż złożoną z ćwiczeń , rozciągnięć, masaży. Dziś śladu na dziecku nie ma. Obiecuje użyczyć hydromasażu , przyjechać, pokazać powoli kolejne ćwiczenia, tak pozwoli to sfilmować. Nakłania mnie też do prywatnej wizyty u innej lekarki .
Siła płatnej pani polega na tym, że organizuje wyjazdowe weekendy dla rodziców z pociechami . Na takim wypadzie uczysz się jak ćwiczyć. Szkoda, że leczenie ubezpieczone nie obejmuje takiego zdroworozsądkowego przyuczania.
Zastanawiam się, najbliższy turnus dopiero we wrześniu - jednak się zapiszę .
Do tego czasu jak się doczytałam zestaw ćwiczeń nam się zmieni i tak będę musiała opanować kolejne umiejętności. No cóż życie jest pełne niespodzianek … Tak jak kiedyś przyswajałam wiadomości o budowie, laniu ław fundamentowych tak teraz wertuję książki o rozwoju człowieka, kolejnych etapach, jak wspomóc córeczkę i jak radzą sobie inni ludzie. Patrząc na jej ograniczenia ruchowe sądzę, że przy intensywnej pracy będziemy na prostej w czasie dwóch lat- ludzie dłużej domu budują , ba bywa że leczenie zębów więcej trwa … Teraz tylko krok po kroku, byle się nie zgubić, nie zgłupieć i nie zrobić się zarozumiałym, a wszystko pójdzie jak z płatka.
No właśnie płatki… Zakwitły mi róże – takie zwykłe kupione po złoty pięćdziesiąt na wyprzedaży w markecie. Wszystkie zakwitły . I są po prostu piękne. Każda w innym kolorze, od purpury przez przebarwioną żółć do bieli i każda w odrobinę innym kształcie kwiatu . Zeszłoroczne okazało się że mi pan Traktor wraz z truskawkami i poziomkami powyrywał z ziemi i usunął. Nie wiem czemu. Pewnie nie lubi tych roślin .
Aktualnie dosadzone kwitną obficie, radośnie zupełnie nie przejmując się że nie są z kwalifikowanej szkółki .
Irysy zaprowadzone na wiosnę w postaci śmiesznych beczułkowatych korzonków wystrzeliły w górę silnymi liśćmi, a teraz kończą zdobić dół skarpy liliowymi kwiatami.
Śmieszna sprawa chciałam z jednej strony zrobić klomb w ciepłych barwach z drugiej w lila i błękitach , a połączyć to delikatnymi biało- żółtawymi irysami jako kolorem przejściowym. Co wyszło ?
Po pierwsze ostróżki które miały stanowić błękitną grupę po dwóch latach hodowli zakwitły …….. fioletowo. Za nimi jest sporo lawendy w delikatnym lila odcieniu, ale krzak bzu okazał się różowawy – co generalnie nie ma znaczenia bo kwitnie kiedy reszta towarzystwa jeszcze drzemie- bratki wypłowiały od słońca i stały się no zdecydowanie nie liliowe tylko bukszpan uparcie lśni zielenią i chwała mu za to. Jak wspomniałam irysy dostałam nie jak sądziłam po ogrodzie ofiarodawczyni – żółtawe, bo bulwy pochodziły z ogrodu jej siostry …
Co do rabatki w ciepłych barwach to znalazły się tam aksamitki i słoneczniki i begonie i takie purpurowe których nazwa mi uciekła. Obok pojawiła się awaryjnie przesadzona i pozostawiona wierzba japońska z różowymi odrostami (raczej powinna być po drugiej stronie z chłodnymi kolorami) kilka kęp traw ozdobnych oraz dwa różaneczniki – prezenty - kolor nieznany. Jak widać nie należy przesadzać w planowaniu. A mi i tak się to wszystko podoba. Za rabatką jest skarpa obsadzona 200 sztukami irgi płożącej i zarośniętej po pas chwastami. Spadek by obsypać toto korą jest zbyt silny, a przerwy miedzy irgami zbyt duże by się chwasty na to nie połakomiły.. Wesołe jest życie amatora ogrodnika, który nie ma czasu
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia