D07- dziennik rzeka Ori_noko
Walczymy nadal o nasz ogród. :) Podlewanie w 95% gotowe . Jeszcze trzeba rozprowadzić linie kroplujące i naprawić wąż przy hydroforze który zepsuła niżej podpisana – do tego to ja mam dryg. Odchwaścić rabaty , przysypać korą . Pewnie wszystko w weekend jak moja większa połowa wróci z delegacji.
Kolejne wywrotki z niesamowicie ciemną ziemią zawitały do nas, czterech krzepkich panów rozwozi to, rozgrabia i udeptuje walcem . Będziemy mieć bardzo dużo trawnika.
Oby mąż rzeczywiście polubił koszenie - tak dziś deklaruje. W miarę pojawiania się zarysów trawy moje marzenie ogrodowe przestaje być nękającym dodatkiem do rozmyślań – w ostatnich tygodniach bardziej przerażało niż dawało radość – chyba za dużo pracy zebrało się w jednym miejscu i czasie. Jak widzę że jednak wyłania się coś na konkretnego to czuję radość po czubek nosa. W myślach widzę Klony na bosaka w zielonym dywanie przed domem i chyba o to chodzi
A i pożegnałam pana Helpa. Miły , spokojny, zapobiegliwy, o wywarzonych ruchach – najwyraźniej nie dla mnie.
Ponieważ upały zaowocowały nie tylko spadkiem ciśnienia w rurach z wodą ale też zakazami, to nie wolno jeździć po 11.00 rano po drogach wozom z załadunkiem większym niż 11 ton. Więc nasza ziemia przyjechała dziś o 5.30. Ładnie, jasno - nóżki mi się rozjeżdżały. Mięśnie nie pracują o tej barbarzyńskiej porze.
Zostało rozgarniecie ostatnich 15 ton czarnoziemu, nawodnie tego mocno, mocno i posianie trawy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia