D07- dziennik rzeka Ori_noko
Nam te trawniki to chyba nie są pisane. Kolejna burza. Szkód mniej. Jednak łyse place pojawiły się w wielu miejscach. Skończy padać będziemy kombinować.
Na razie pod wpływem deszczu dynie ozdobne oszalały. Rozłażą się poza płotek, wyciągając chciwie macki po nowy grunt…
Chwasty klaszczą w dorodne liście wołają: „niech żyje system podlewania!”, „chwasty górą !”„ wiwat inwestorzy !” „kochamy opady” i tym podobne okrzyki słychać podczas przechadzki po ogrodzie. Tylko kamienne ścieżki próbując ukryć się w zalewie zieloności skromnie wtapiają się w ziemię i tło.
Kiedyś czytałam jak to dżungla pochłania każde miejsce i trzeba wydzierać piędź po piędzi ziemię z jej chciwych objęć. Podobało mi się tak dramatyczne przerysowanie. Dziś dochodzę do wniosku- autorzy najwyraźniej na skraju wiosek zaganianych przez roślinność tropikalną nie byli. Słyszeli – owszem. Nie ma słów na opisanie tempa w jakim natura próbuje nas poskromić. I bardzo dobrze.
Klonik poddawany nauce ruchu też nie opiera się zakodowanym genetycznie elementom rozwoju. Nauczyłyśmy się przewracać z brzuszka na plecy i w drugą stronę próbujemy też – to znaczy ja umiem, Zosia ćwiczy. Prawie się mieścimy w „widełkach” rozwoju w tym wieku.
Zagapiłam się i odczuwam brak kwiatów w tej chwili w ogrodzie. Tylko aksamitki, bratki i nasturcja kwitnie. Na dniach zostanę sama na gospodarstwie i mam przeczucie co do zwiększenia się ilości kwiatków. A te akurat przeczucia sprawdzają mi się bezbłędnie
Dziś Zosiak – pięknie i klasycznie siadła podciągając się trzymana za ręce
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia