D07- dziennik rzeka Ori_noko
Wzorując się na zegarze biologicznym małych skrzydlatych przyjaciół postanowiliśmy polecieć do ciepłych krajów. Konkretnie do jednego , do Indii. Mój ulubiony kierunek. Na przyszłość trzeba brać przykład z niedźwiedzi ….
Najpierw bujne plany włóczenia się rodziny po zabytkach, pociągach oraz wszelakich miejscach kultu upadły ponieważ Klon potknął się schodząc z maty na treningu. I po konsultacji z chirurgiem – ach łza się w oku kręci to ostania wizyta w Poznaniu na Krysiewicza ( przyjmują pacjentów tylko do 14 roku życia )- noga wpakowana w gips.
Zdjęcie opakowania nastąpi dzień przed wylotem. Nie zrażeni zmieniamy plany : co tam Delhi, Varanasi i reszta Złotego Trójkąta. Wyjazd potraktujemy lżej zwiedzimy południowe Indie : tydzień na Goa, potem Bombaj , może sił i środków starczy na coś jeszcze.
Chudobę powierzyliśmy babci. Podekscytowani , robiąc ostatnie przygotowania sami ściągamy młodemu gips, pakujemy się i w drogę. Podróż ok. Poznań- Frankfurt- Bombaj (jak te Indie cudnie pachną – tęskniłam za tym ogromnie) teraz pociąg na Goa, taksówka i już jesteśmy prawie u celu w Mapusie (dwie doby przerwy żeby złapać oddech) jeszcze jeden mały wysiłek i dojeżdżamy do Vagator.
Wynajmujemy dom i radośnie lecimy na plażę. Dzieci w szoku. Nigdy nie widziały tyle biedy i kontrastów na raz. Zakazy związane z woda, owocami je irytują, jedzenie smakuje bardzo choć z lekka dziwi. Nerwowo pilnują nas, bagaży, dokumentów.
Zosia podróżując w nosidle na moich plecach, budzi WSZĘDZIE zachwyt, entuzjazm , ludzie machają do niej rękami,delikatnie głaszczą, cmokaja, wołają, oficer na lotnisku daje jej czekoladki i co chwilę ktoś robi zdjęcie ! Gdyby za każdą zrobioną fotografię dostała dolara to koszty wyjazdu zwróciły by się z nawiązką.
Zosiak z godnością przyjmowała hołdy oraz wyrazy uznania. Pozowała promiennie do aparatów zarówno telefonicznych jak i wszelkiej maści fotograficznych.
Sądzę, że noszenie tak dziecka to dobre rozwiązanie. Później widziałam masę turystów szarpiących się z wózkami na plaży, w samolocie, czy na mało równych indyjskich poboczach dróg...
Jako doraźny środek lokomocji wybraliśmy dwa skutery. Wprawdzie indyjska rodzina spokojnie pojechałaby na jednym wraz z babcią i zakupami, my jednak wynajęliśmy dwa. I na jednym z nich po czterech dniach pobytu kolega małżonek gwałtownie hamując przed Panem Niespodzianką Na Jezdni złamał obojczyk. Sobie.
Bardzo dużo trzeba czyścić obtarć i ran po wypadku w szortach na skuterze. Potem szpital, rentgen i rodzaj szelek wiązanych w ósemkę. Na dobra skreślamy z planów Bombaj i inne takie . Układamy się gospodarzami o przedłużenie wynajmu. Klony opanowały bardzo dobrze jazdę na skuterach .Jedno wozi tatę, drugie mnie z Zośką na plecach. Zwiedzamy okolicę, cieszymy się morzem, zabytkami , fenomenalną kuchnią.
Siedząc wieczorkiem zaczynamy snuć rozmowę jakby fajnie było zamieszkać tu na 3- 4 lata. Sporo Europejczyków widizeliśmy tak , dzieci chodzą normalnie do szkoły… W środek rozmowy wpada nasza złocista od słońca Furia – ukrywająca się w najstarszym Klonie : natychmiast przestańcie o tym rozmawiać! !!! Zabraniam ! Najpierw mówiliście o domu. I mieszkamy w nim. Potem o większej rodzinie – mamy Zośka. Potem jakby było miło pojechać do Indii i jesteśmy tu ! Nie wolno Wam rozmawiać o zostaniu na Goa !!!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia