Dziennik takiej_ja - LMB 01
Wczoraj na budowie byliśmy od rana do wieczora...
Hmm gdyby nam nie zabrakło picia, to zapewne bylibyśmy i do 21
Zaczęliśmy od stężenia...
Wszedł Misiek i ja na górę, a tuuuuuuuuuuuu... tak jakoś niby nie wysoko, ale się trzęsą te wiązary... kurcze noga przy nodze włażę na deskę połozoną na wiązarach, ale czuję, jak wszystko lata... Misiek mówi:
- przyłóż wagę ( czyt. poziomicę), i lekko pchaj wiązar, ale nie za mocno, żebyś z tym nie poleciała....
Matko boska..jak poleciała? Ja na tym chudziaku juz widziałam siebie..jak leżę... jak najpierw lecę i padam tam w dół...
Ale Aśka...powtarzam sobie w duchu- bądź dzielna, wiem, że to twój pierwszy raz- tak łazić po tym ala dachu, spokojnie, będzie dobrze...
Ale patrzę poziomicą... ojej trza go pchać... pcham... i pcham, nie mam o co się zaprzeć... - cholera mówimy razem...
Mówię do Miśka... słuchaj a jakbyśmy taką deskę wsunęli pomiędzy te wiązary-wiesz taka jakby rozporowa była, ty będziesz wtedy pukał sobie i mierzył...
No i Misiek zszedł po deskę... ja stoję na wąskiej desce- bo szeroka nie pasuje... chciałam położyć powoli -delikatnie poziomicę a ta... fik... zleciała...
Misiek wleciał, myslał, że ja może spadłam, ale stwierdzilismy, że z miejscem nie za bardzo i ja zeszłam ze środka, wymysliłam, że będę mu podtrzymywać drugi koniec stężenia (deski) za pomocą łaty, gdy on będzie zbijał z przodu i dalej...
Tak było, ja z dołu trzymałam dekę łatą, a on zbijał u góry... mnie bolała szyja i jego... a nie wspomnę, że przekichane przybić te stężenie...
Misiek przybił stężenie, to szkielet stał się stabilniejszy, a przecież i tak jest każdy wiązar umocowany - na górze dopóki nie będzie łat jednak rusza się...
Potem zaczęła się zabawa z kominem w łazience- tak naprawdę dwoma- wentylacyjny, to tzw.małe piwo, ale ten na gaz- toz te bydlaki jak on dźwigał po tym rusztowaniu wyżej i potem wyżej, to podziwiałam jego...
Te mniejsze pustaki podawałam jemu, potem zaprawę, aby nie schodził... Postawił kilka pustaków i koniec..więcej nie mozna, aby nie zaczął komin jak to mówi Misiek: - tańczyć Ale sporo pracy było...
Potem wieczorem przyszedł czas na kominy za ścianą... od pieca i kominka... ale duzo nie zrobilismy, bo pić się chciało i Misiek jednak już się nadźwigał...
Ja myslałam, że ten dach to będzie fik -myk...a tutaj, ściany, trzeba dokończyć kominy, jeszcze dokończyć dach nad salonem...
Te rusztowanie to dobra rzecz jednak... tylko na górze przeszkadzają wiązary... Ale znając Miśka i mnie...coś wymyślimy
A co do mnie i dachu... mówiłam do Miska, że łaty jak będziemy przybijać, to będzie lepiej ( )...
Jeszcze mi mówił:
- kurcze..toz ty nigdy nie robiłaś na dachu jeszcze zlecisz...
Odpowiedziałam jemu:
- Misiek toż widzisz jak włażę na górę i myk -fik, damy radę, a jak zlecę..to aby nie na chudziaka ahahaha...
To mi powiedział... żeeeeeeeeeee..... że musi mi na sznurku z tyłu uwiązać cegłę tego putaka od komina, którego nie podniosę.... to jak będe leciała to będzie zabezpieczenie....
Ot ma pomysły.... ahahaaaaaaa...
Tutaj widać nasze stężenie -ta deka u góry, taka wąska i długa, że końca nie widać -na zdjęciu
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14285/normal_PS_-_wi%EA%BCba_za_st%EA%BFeniem_3_VIII_09.jpg
A tutaj nasz komin + komin wentylacyjny od strony łazienki Już taki wysoki a jeszcze maja być 4 te duże pustaki wys. ma mieć 6 metrów
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14285/normal_PS_-_3_VIII_09__-3.jpg
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14285/normal_PS_-_kominy_3_VIII_09__-6.jpg
Tutaj widać murowane kominy- jeden -ten pośrodku -wentylacyjny będzie w kuchni, tam będzie przy nim ściana, jeszcze owe kominy będą mocowane...
Ot i tyle...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia