Dziennik takiej_ja - LMB 01
WTOREK WRZESIEŃ 01.IX.09 r.
Dzisiaj z ranka kawusia i myk w ciuszki i myk na budowę...
I od nowa składanie rusztowań i membranka oprócz tego raz Misiek, raz ja jeździliśmy po gwoździe
Miska cięła, hebelkowała -jak była potrzeba i podawała łaty, kontrłaty, łaty, łaty, kontrłaty i ...
Tę historią trzeba by zatytuować:
WLAZŁA BABA NA DACH...
A no wlazła - jeszcze Misiek powiedział:
- a zarzuć sobie tą nogę tak a tamta zaprzyj...
Słuchałam potulna jak baranek... ba nawet weszłam wysoko, tylko dlaczego jakoś nie mogłam ustac? Rozum mi mówił:- niebezpieczeństwo... I ani rusz wejść tak jak misiek -ten to jak tancerz na lodzie zapitala na tym dachu, a ja... trzymam sie i widzę, jak wpadam na ta membranę i .... lepiej nie pisze, to horror
Mówię do Miska- patrz, patzrę w dół i nic, ale swojej dupencji nie uniosę, a na czworaka mam łazic?
No i zaczęła BABA schodzić -powoli, ostożnie, trzymając się mocno ponabijanych łat... Aż tutaj trachhhhhh....
STOP
Jak tu kufa zejść?
No jak.... toż nie zeszkoczę z tym kolanem... jeszcze nie trafię w tą deskę i siedze okrakiem jak nic na rusztowaniu.... Matko Jedyna no po co ja tu lazłam... niby się nie boję, ale czy Misiek udzielił mi pierwszej lekcji na dachu?
-Nie....
No to jak miałam łazic?
To lepiej zejść, bo jakoś nie czułam gruntu
- Misiekkkkkkk -wołam a jak mam zejść?
- nie zejdziesz? -usłyszałam
Pomyslałam... ale mi to odpowiedź... a tutaj nawet REdbulla abym sfruneła
- nu nie zejdę mam zakrótkie nóżki... - odpowiedziałam
- to popatrz sobie na widoki, jak skonczę to to ci wtedy pomogę...
Tak próbowałam nawet odkręcic się doopką i... jakos te nogi mi się platały To sobie usiadłam patrzyłam i w dół i w górę i mówię:
- Misiek ale ja to chyba nie mam lęku wysokosci... ale jak mam chodzić...
No i zaraz zjawił się misiek - jeszcze sobie zeskoczył na rusztowanie... a ja siedze jak ta kwoka... mówi:
- wejdź mi na plecy
- na plecy czyż ty zgupiał do reszty... - odpowiedziałam
w końcu i ja zeskoczyłam ale oparłam rękę na jego ramieniu....
TAK ZAKOŃCZYŁA SIĘ OWA HISTORIA BABY NA DACHU....
Aleeeeeee mimo, że nie chodze po nim to mam i tak swój wkład w jedo powstawanie , kurcze bo wszystko to Miśka wina, zamiast mnie przetrenowac, to zobaczył, że nie staję na nogach i mówi - lepiej zejdź bo jeszcze spadniesz
Aleeeeeeee jeszcze kilka łat do nabicia i druga strona, to znowu dokąd sięgnę to przybiję itp. A potem podawanie, cięcie, itp. Mam nadzieję, że w tym tygodniu na całym dachu będzie membrana... bo nie jest łatwo tak samemu Miskowi naciągnąć membranę itp. To jest wręcz przerąbane... a mnie wkurza to, że stanęłabym tam i pociągnełabym jemu i już.... tylko on sam mówi, że to jednak niebezpieczne, tym bardziej, ze ja nigdy nie chodziłam po dachu.
Kurcze rok temu opalałam się na dachu - 2 piętrowym domku- ale połozyłam się opierając nogami o komin -wrazie jakbym usnęła Ale fakt, on sam tam na górze ma przerąbane... Dzielny chłopak...
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14515/normal_dalszy_ci%B1g_%B3acenia.jpg
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14515/normal_%B3acenie_2.jpg
Tak oto minął dzionek, Misiek zmęczony i ja wrócilismy do domku... a niedawno pociemku bylismy na budowie, bo sąsiadka dzwoniła do Miśka, że ktoś chyba się kręci u nas po budowie, bo lampką świeci Dawaj w auto i pędzimy... ale wszystko dobrze...
Uciekam i pozdrawiam czytających mój dziennik
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia