Zyziowy dziennik drewnianej chatki
Dzi zadzwonił nasz Bob the Builder i stwierdził, że zapomnielimy wybrać kolor dachu i że mam na to godzinę, bo muszš dzi pomalować drewno na podbitkę. Och, jak ja lubię co robić w stresie - w cišgu godziny pod presjš wybrać mój pierwszy własny dach. Najpierw konsultacja z nastoletniš córkš, potem z mężem - pierwsze starcie. Potem telefon do tecia - akurat miał dekarzy na dachu - remontujš swój domek. Po konsultacji z dekarzami tecia i teciem przyjęłam do wiadomoci zobowišzujšcy i złowrogi ciężar słów męża: "dobra, niech będzie czarny, ale jak będzie goršco w lecie, to cię zabiję." Nastolatka szczęliwa, bo chciała czarny. Ja wahałam się pomiędzy czarnym a ciemnowiniowym. Mężowi było wszystko jedno, byle nie czarny, ale najchętniej winiowy. I tak to jest - zawsze jestem porodku, bita ze wszystkich stron
Wtorek potwierdzony - jedziemy na piknik patrzeć jak budujš nasz dom. Mšż z tej okazji wzišł sobie urlop. Niespotykane zjawisko bioršc pod uwagę, że widujemy go tylko rano i w nocy jak wraca - bo praca i praca... Dom to było jego marzenie. Jak widać, wielkie marzenie, skoro zdecydował się wzišć urlop by popatrzeć jak się ziszcza.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia