Wielki Podrzutek Jagny
Jako właściciele włości zaczynamy kolejny etap: szukanie projektu. Po krótkich bezowocnych poszukiwaniach ustalamy, ze będzie projekt indywidualny. Został wymalowany najpierw na kartce w kratkę, gdzieś na kolanie, a potem w komputerze przeze mnie. Czyli jakieś kreski i kółeczka, bo więcej nie umiem. Dom parterowy, którego powierzchnia nie chce nijak wyjść poniżej 250m2 (( Najpierw pokazujemy wszystkim znajomym, czy chcą czy nie. Potem pokazujemy znajomemu architektowi. On, w przeciwieństwie do znajomych, bardzo się zainteresował, zaproponował kilka zmian i....powiedział na koniec o jego cenie. Kiedy usłyszałam kwotę o mało się nie udławiłam a potem przestałam rozmawiać z moim mężem i jego znajomym architektem. Na szczęście mąż woli mnie od pana architekta i postanawiamy gruntowniej poszukać projektu gotowego. Szukam od lata do wczesnej wiosny. Niemal bez przerw. Przeszukałam wszystkie możliwe pracownie. Upatrzyłam. Przekonuję męża. Po długich wahaniach mówi, że no dobra, ale ze zmianami. Jedziemy do Salonu Muratora i z pomocą Pani od projektów zaczynamy opracowywać wniosek o zmiany. Zajmuje nam to całą stronę. Kiedy już po 2 godzinach wreszcie zbieramy się do wyjścia, ja rzucam niewinną uwagę, że śmiesznie by było gdyby się okazało, że Pani od projektów widząc nasze zmiany pomyślała o czymś co już ma na swoich półkach z projektami. I jest śmiesznie. Pani pomyślała i na dodatek pokazała. Mój mąż spojrzał i wykrzyknął „To jest to! Tylko ten!” A ja już nie mam siły się kłócić. Omijałam ten projekt, bo był ZA DUŻY!!! I tak oto po moim blisko rocznym kopaniu, nieprzespanych nocach, rozterkach i uniesieniach, mój mąż wybiera w dwie minuty. Świetnie. Będzie D20a. To co mnie pociesza to piękny, wielki, zadaszony taras.....moje marzenie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia