Wielki Podrzutek Jagny
Dzień usuwania humusu. Lipcowy upał. Wszyscy obecni: dwóch panów z dwiema maszynami i cała nasza rodzina. W tym mój dwuletni syn z czerwoną taczką. Pan od humusu na widok taczki odetchnął z ulgą, że teraz robota ruszy, bo sprzęt jest. Lubię Pana od humusu.
Sucho, gorąco. Pan wielką łychą zdziera warstwę ziemi a tam wyłania się błyszcząca od wilgoci, gładka jak lustro glina. Udajemy, że tego nie widzimy. Tylko pies nie udaje i co chwila kładzie się tam zachwycony, że chłodno.....
Dziura w ziemi, obok góra humusu. Super miejsce do zabawy. Już mi się podoba, bo widać, że coś się zaczęło. Kilka dni później pod naszą nieobecność przyjeżdża geodeta. Wyobrażam sobie, że cały wykop jest pełen palików i sznureczków. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy okazuje się, ze z ziemi wystaje tylko kilka czerwonych słupków. Jeden nie wystaje, bo mąż się troszkę pomylił przy wstępnym wytyczaniu pod humus i kawałek jest nieusunięty. Co tam, jestem gotowa pazurami ściągać, byle do przodu. Staram się nie myśleć o sznureczkach i palikach. Mąż mnie uspokaja, że to dopiero przy ławicach. Ławicach?! A co ryby mają z tym wspólnego?? Chyba zaczynam świrować. Fajna ta budowa. Za parę dni wraca Kierownik Budowy. Ale się ucieszy, że tak dobrze nam idzie bez niego.....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia