Wielki Podrzutek Jagny
A my bierzemy się za sprzątanie ław. Po odsunięciu części ziemi pada deszcz i robi się fajne błotniste jeziorko w rowach. Nie zrażeni przywozimy Braci (bliźniacy, nie zakonnicy – to dla tych co nie czytali wyżej) i sprzątamy. Jesteśmy bez butów, babrzemy się w błocie niczym dziewczyny w go-go, oni wywalają łopatami a ja zamiatam. Tak, tak dosłownie. Zamiatam do sucha. Zajmuje nam to zadziwiająco mało czasu. Wyłaniają się nasze stare znajome – ławy. Całe i zdrowe!
A potem idzie już tak szybko, ze nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Grunt, że pewnego dnia zjeżdża Ekipa, bloczki, styropian i inne wynalazki (przepraszam Ekipę za niefortunną stylistykę) i biorą się do roboty. Po pierwszym dniu już jest pierwsza warstwa bloczków. Sąsiad, ten co ruszał z kopyta, przychodzi, ogląda i mówi, że no, no, za tydzień będzie gotowe. To był poniedziałek. Pomylił się. Nie było za tydzień. Fundamenty gotowe, ocieplone i otulone folią były calutkie już za dwa dni. A przypominam, że nasze fundamenty są nieco wielkie. Potem już rozumiem, dlaczego on mówił o tygodniu. Bo jego ekipa tyle budowała a za to sprawniej piła….Nasza Ekipa jest chyba fajna. Piszę „chyba”, bo przez te trzy dni to im się nie zdążyłam przyjrzeć, ale są ciągle trzeźwi, ciągle uśmiechnięci i na dodatek ciągle pracują! A i grzeczni są. Jak mnie bawiące się psy podcięły tak, że wyleciałam pół metra w górę to Ekipa się grzecznie nie śmiała. Jednemu tylko kanapka wypadła z wrażenia. Śmieją się pewnie z tego widoku do dzisiaj, ale przy mnie się powstrzymali. Lubię moją Ekipę. Teraz są nad morzem i tam budują dom. Komuś innemu, oczywiście, nie nam korespondencyjnie. Tak się chyba nie da, ale nie wiem, nie znam się na budowie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia