Wielki Podrzutek Jagny
Tracę po mału kontakt z tym co się dzieje i efekty widać. Przy stawianiu słupków do ogrodzenia, wszystko idzie sprawnie do momentu, kiedy się okazuje, że chłopaki zapomnieli dostawić słupka przy bramie na furtkę. Mój Mąż – główny winowajca nie ma zamiaru przyznać się do błędu. Po prostu oświadcza, że nie będziemy mieli furtki. Po co nam furtka? Brama będzie przecież. Staram się wytłumaczyć, że furtka jest potrzebna, bo na przykład tacy koledzy naszych dzieci jeszcze nie są zmotoryzowani i za każdym razem, trzeba będzie bramę otwierać jak będą latać tam i z powrotem. Jak sąsiadka do mnie przyjdzie na kawę…brama. Jak zapomnę czegoś już po wyjeździe za teren…brama. A jak się zatnie, zepsuje, prądu zabraknie? Już jedną moją koleżankę uprzedziłam, żeby skoki wzwyż trenowała jak chce mnie odwiedzać. Trampolinę przecież mogę postawić z obu stron, będzie łatwiej… Mój Mąż wreszcie kapituluje i obiecuje dostawić słupek.
Druga furtka od strony wewnętrznej drogi została już zaplanowana, ale nie zdziwie się, jak chłopaki z rozpędu sztachety tam przybiją…
Na dodatek przy tym tempie, porobiło mi się coś odwrotnie i mam wrażenie, że to wszystko to okropnie wolno idzie, bo tyle się dzieje a ja jeszcze nie mogę mieszkać. Tak więc moje emocje mogłabym opisać obrazem walizek. Czuję się jakbym stała z walizkami przed progiem, a jeszcze nie mogę wejść. Zna ktoś to uczucie?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia