Wielki Podrzutek Jagny
Rano (dzisiaj) ufnie wsiadam w samochód, ufnie otwieram bramę i ufnie jadę sobie naszą poprawioną drogą. I nagle widzę przed sobą znajome kształty: rozmazana breja z głębokimi koleinami tylko szczerzy się do mnie i czeka, żeby wessać….
Mój Mąż wyciągnął mnie piętnaście minut później. Trochę to trwało, bo nie mamy linki holowniczej (dobry zwyczaj, nie pożyczaj!) i musiał jechać do sklepu. W naszym sklepie nie sprzedają linek holowniczych, ale pracuje tam miły pan, który pożyczył nam swojej. Ja w pierwszym odruchu chciałam nawet wysiąść z samochodu, ale kiedy otworzyłam drzwi, szybko mi przeszło. Błoto sięgało praktycznie do progu….
Otworzyłam więc okno, zapaliłam papierosa, zadzwoniłam do pracy, że się spóźnię a potem słuchałam sobie skowronków, czajkowych pokrzykiwań i było cuuuudnie. Niestety w końcu przyjechał Mój Mąż i mnie wyciągnął (dosłownie) z tego błogostanu. A było tak miło….!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia