Wielki Podrzutek Jagny
No właśnie, dwa koty są już pochowane na mojej działce Pod koniec lutego Szaman ma dziwny atak. Nie może chodzić, wygląda jakby coś go bolało. Weterynarz bierze krew do badań, daje zachowawczo lek przeciwzapalny i czekamy. Wyniki wracają wzorowe a Szaman tej samej nocy już czuje się dobrze. Tydzień później atak się powtarza. To była niedziela wieczorem i miałam nadzieję, że znowu mu przejdzie a jeśli nie, to po pracy w poniedziałek wracamy do weta. Nic się do rana nie poprawia. Nie chodzi, leży i wydaje się zupełnie nie wiedzieć co się wokół niego dzieje. W tamten poniedziałek wyjątkowo zostaje w Błędowie Bębniarz, bo ma urlop. Dzwonię z pracy co jakiś czas pytać o Szamana. Stan bez zmian. A po południu dzwoni Bębniarz…. Już wiedziałam...
To niesamowite, że więź, którą mieli ze sobą, kończy się w ten sposób. Szaman odchodzi na rękach Bębniarza…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia