Wielki Podrzutek Jagny
Już mi się ta zima mniej podoba i moje macierzyństwo też. W końcu dociera do nich, że ich potrzebuję. Idą. Ale śnieg fajny, więc wygłupiają się brnąc w tej bieli po kolana. Czas leci. Już powinnam być na głównej szosie. W końcu uśmiechnięci docierają do mnie i patrzą na mnie zdumieni kiedy ja syczę, żeby wzięli łopatę i kopali przed samochodem. Łopata jest jedna. Mój Starszy Syn, już obrażony na mnie z ociąganiem bierze łopatę i zaczyna leniwie kopać. Co robi drugi szesnastolatek? Gapi się. Wysiadam i z furią wyrywam Synowi łopatę. Biorę się sama za kopanie. Teraz gapią się obaj. Młodszy Syn siedzi w samochodzie i marudzi, że jak tak dalej pójdzie to on się spóźni do szkoły…. Postanawiam go nie zabijać łopatą, bo ta jest mi potrzebna do kopania i ewentualnego zdzielenia obu starszych. Wykopuję korytarz na dwa metry w przód. „Teraz ja jadę a wy pchacie” wydaję jasne i krótkie polecenie. Wsiadam a oni z prędkością żółwi idą na tył samochodu. Ruszam, a raczej próbuję… Oni pchają, owszem. Ale nie wtedy kiedy ja dodaję gazu i na dodatek każdy w innym momencie. Liczę do dziesięciu i w miarę spokojnie instruuję, że mają pchać na „bujanego”. Patrzą na mnie i już wiem, że uważają mnie za rozhisteryzowaną, starą kobietę z PMS-em i klimakterium jednocześnie. Przecież WIEDZĄ. Udaje się podjechać pół metra. Znowu każę kopać i historia się powtarza. Syn kopie, Przyjaciel się przygląda. Mówię do Przyjaciela, żeby też wziął się do roboty. Po trzydziestu sekundach załapuje co mu powiedziałam i zaczyna nogami rozgarniać śnieg. To przykuwa uwagę mojego Starszego Syna, który zamiera z łopatą i się gapi….
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia