Wielki Podrzutek Jagny
Update do updatu: znowu krótko przed północą na tarasie pojawił się Amok i …. Lafirynda Voodoo! Otworzyłam łaskawie. Ale ona łaskawie wcale nie chciała wejść. Wchodziła do połowy i cofała się, czyli robiła ten sam balet co jeszcze niedawno odwrotnie, czyli z wychodzeniem. Dopiero jak odeszłam, zostawiłam drzwi otwarte i zabroniłam chłopakom się ruszać, mrugać i oddychać (biedny Bębniarz utknął samotnie w korytarzu bo akurat wracał z gospodarczego…), wpadła. W wystraszonych zygzakach pobiegła do miski, pojadła i w te pędy, omijając nas łukiem, pobiegła z powrotem do wyjścia. Uznaliśmy, że nie ma sensu jej stresować. Znowu była wystraszona, jakby zaskoczona, że tu w ogóle jest, była na obcym terenie… Wypuściłam ją i zniknęła. I tyle. Myślimy, że ona nie myśli po naszemu. I myślimy, że mamy rację. Przestrzeń i swoboda to jej żywioł, tam jest u siebie. Zawsze będzie miała tu jedzenie i kuwetę, jeśli tylko będzie chciała nas odwiedzać… w co wątpię. Guuupia kocica. Ale najważniejsze, że poszła w świat zaszczepiona i wysterylizowana. Będzie miała dzięki temu większe szanse na przeżycie, no i nie będzie rodzić kolejnych pokoleń bezdomnych kociąt. Może mi kiedyś podziękuje… w co wątpię.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia