Wielki Podrzutek Jagny
Wybierałam się dzisiaj do gminy, bo gmina dzisiaj wyjątkowo pracuje dłużej niż ja. Mam rozmawiać z konkretną panią o śmiesznym nazwisku. Nazwijmy ją Pistolet. Mam z nią rozmawiać twarzą w twarz, bo jak przez słuchawkę zastosować smutne, powłóczyste spojrzenia pt. : jak-mi-pani-powie-że-nie-mogę-się-budować-na-mojej-działce-to-powieszę-się-na-pani-klamce? Jak uśmiechać się boleśnie opowiadając jak cierpię z powodu niemocy budowania. Jak pokazać błyszczące wzruszeniem oczy, kiedy opowiadam o uroku mojego miejsca na Ziemi?... Ale najpierw dzwonię, żeby się dowiedzieć czy pani Pistolet poczeka grzecznie w pracy na to przedstawienie zanim dojadę z pracy.
Odbiera pani Pistolet, więc pytam czy będzie, bo ja będę i czy poczeka. A ona mi na to:
- Ale po co pani będzie jechać, ja pani wszystko powiem!
Ona jeszcze nie wie w jakiej sprawie ja dzwonię i ona mi wszystko powie? Wróżka jaka, czy co?
Ale jestem twarda i mówię, że nie, że ja jednak wolę osobiście, bo to bardzo osobiście osobista sprawa i na dodatek bardzo skomplikowana. Bo przecież mam działkę z zakazem zabudowy między dwoma domami, ale tego jej nie mówię, tylko tak tutaj przypominam.
A ona na to:
- Jaka miejscowość?
No, to mogę jej akurat powiedzieć. Mówię.
A ona na to zadała jedno pytanie, które spowodowało, że szlag trafił te moje planowane spojrzenia, uśmiechy, wzruszenie i stryczek na klamce. Pytanie brzmiało:
- I co?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia