Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    141
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    226

Wariacje na temat KOLIBY - czyli rzecz o Cichych budowaniu


Gryfpc

668 wyświetleń

W czwartek i piątek (6 i 7 IV) wydzwaniałem za stalą. I znowu okazało sie, że "moja" hurtownia oferuje mi stal w najniższych cenach. Potrzebujemy stali wg następującej specyfikacji:

 


- fi 6 klasy A0 (ST0S) - 375 kg

 


- fi 8 klasy AIII (34Gs) - 130 kg

 


- fi 10 klasy AIII (34Gs) - 645 kg

 


- fi 14 klasy AIII (34Gs) - 1.289 kg

 


Razem: 2.439 kg (pewnie i tak trzeba będzie dokupić więcej ).

 


Nasza hurtownia zaoferowała nam w/w stal w cenie 2.300,00 zł/t w każdym sorcie. Inne składy budowlane wołały min. od 2.450,00 zł/t wzwyż Nie czekając długo, bo wiem, że co dostawa to z reguły w wyższej cenie dokonałem zamówienia formalnie przez telefon i umówiem się na transport w poniedziałek.

 


Minął w końcu Łikend :) i skoro świt (ok. 9.00 ) rzuciłem się do okna. I pewnie stałbym tam cały boży dzionek, gdyby moja Miłościwie mi Panująca Małżonka nie kazała mi zadzwonić do tegoż składu gdzieś tak ok. 12.00. Cóż Pani po drugiej stronie kabelka sieci TP S.A. obiecała, że "chłopaki zaraz oddzwonią, jak się tylko zapakują...". I ja naiwny znowu czekałem co chwila wycierając pianę toczącą mi się na usta, łypiąc wkoło gniewnym wzrokiem, aż moje kochane dziatki pochowały się gdzieś po kątach, nie chcąc się narażać wściekłemu lwu miotającemu się od jednego okna do drugiego Aż w końcu w okolicach godz. 16.30 słyszę drrrryń. W podskokach do telefonu, łapię słuchawkę waląc się nią solidnie po uszach i ... drętwieję z wściekłości po pierwszych (i ostatnich) słowach Pana ze składu, że Przepraszamy bardzo, ale dzisiaj nie damy rady przyjechać, może umówimy się na jutro. Obiecuję, że jutro pierwszy transport wyjeżdża do Pana. Dowidzenia." i nie czekając na jakąkolwiek moją reakcję szybciutko się rozłączył Myślę sobie: Okej! Poczekamy, zobaczymy!

 


Ale o dziwo! następnego dnia (wtorek, 11 IV) godz. 8.00 telefon z hurtowni, że właśnie ładują stal na dłużycę i jak tylko kierowca wyjedzie, to skontaktuje się ze mną, żebym go pokierował na działkę, żeby nie błądził po wsi. Zatarłem ręce ze szczęścia, połknąłem szybciutko resztkę śniadania i wskoczyłem w gumowce. Gotowy, w pełnym szyku bojowym, z telefonem w garści stałem u drzwi wejściowych czekając na telefon od kierowcy.... drrrryń, aż podskoczyłem, "Dzieńdobry, ja do Pana wiozę stal, jadę zielonym lublinem, gdzie mam jechać?". Pokierowałem gostka i umowiłem się z nim, że będę czekał przy drodze. Nie czekałem zbyt długo i faktycznie, JEDZIE!!! Zamachałem kulturalnie, on przystanął, ja wsiadłem i pojechaliśmy. W tym momencie znowu telefon, że "dzieńdobry, ja do Pana wiozę stal, jadę bordowym STAREM, gdzie mam jechać?!" Co do cholery?! Pytam gościa, czy do mnie takiego i takiego jedzie, a on, że tak, pytam kierowcy lublina, czy on też do mnie i czy miał byc jeszcze jakiś inny transport, a on, że nie wie do kogo, że ktoś miał na niego czekać, a o innym transporcie to on nie ma pojęcia. Myślę sobie, kij mu w bary, jedziemy do mnie na działkę, oni się będą dogadywać, nie ja Jedziemy tym lublinem i jedziemy, aż wjeżdżamy w wąskie uliczki, które były rozkopane jesienią przez energetykę i praktycznie nie bardzo naprawione i tyle, co zdążyłem krzyknąć "UWAŻAJ!!!" i jak nie szarpnie ... Cała dłużyca zrobiła pierdól na bok do rowu głębokiego na jakiś metr w dodatku wypełnionego cudnej urody błotkiem (mój synek to pewnie by się ucieszył, jakby mógł pohasać sobie w tej brei, ale nie ja). Wyskoczyliśmy z bryki i tylko same K..wy się sypały. Nas 2 na lawecie 2,5 tony stali, laweta w rowie na boku w metrowej głębokości błocku, z nieba siąpi, zimno....

 


"No, nic!... mówię do kierowcy, ... masz Pan dwie pary rękawic?!" Po kilku jeszcze siarczystych przekleństwach rozładowaliśmy dłużycę, w między czasie dojechał jeszcze gość Starem i doszedł do nas Pan Staszek, który zobaczył z okna (jakiś 1 km dalej ), że coś się stało. W czterech wytargaliśmy lawetę z rowu i załadowaliśmy ją na nowo. Okazało się, że energetycy naruszyli nasyp drogi, roztopy wypłukały kruszywo spod asfaltu i ten po prostu załamał się pod ciężarem lawety i wszystko runęło do rowu. Koniec pieśni!

 


A, gostek ze Stara też do mnie jechał, bo na dłużycę nie weszła 6 w prętach, bo była nie w 12 metrowych odcinkach, tylko w 6. Zrzuciliśmy wszystko przed bramą i goście pojechali, a my (Pan Staszek i ja) zaczęliśmy ściągać ją na plac. Posortowaliśmy stal, poukładaliśmy i jeszcze ją przeliczyliśmy. Okazało się, że z każdego sortu brakuje mi po kilka prętów, więc szybciutko za telefon i do hurtowni wyjaśniać co jest?!

 


Niestety dopiero jutro (19 IV) będziemy to wyjaśniać w hurtowni, bo tak się umówiłem z szefem. Ciekawe, co powiedzą?!

 


Tyle o wtorku (11 IV).

 


C.d.n.

 

 


P.S.:

 


Niestety nie miałem n aładowanych baterii w aparacie, więc nie uwieczniłem tego WIELKIEGO dnia, a szkoda [/i]

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...