mój dom - już do końca
10 września 2008
Witek to szajba. Albo tylko mi sie wydaje, że dom to powstaje wolno w trudzie i znoju. Witek z emerytowaną drużyną pierścienia w dwa dni trzepnął ściany zewnętrzne. Widzę, że mam okna i widze gdzie je mam. Mało tego - mam wyjście na taras - piękne, duże, przestronne, nawet pijany trafię. Poza tym Witek jakoś parawerbalnie komunikuje się ze Złociutką. Nikogo nie pyta tylko sam podejmuje decyzje a potem Ona jedzie na budowę i klaszcze w podskokach z uciechy. Oto co Witek nawyrabiał:
- zorientował się że wszystkie okna w projekcie są nietypowe więc zrobił typowe (Bóg mu zapłać)
- zadecydował, że bramę do garażu zrobi szerszą (typową) bo była wąska (nietypowo wąska)
- okno kuchenne które w projekcie jest umieszczone jedną cegłę wyżej niż pozostałe okna, zrobił normalnie żeby ładnie doświatlało kuchnię i jak się wyraził "żeby żona z kuchni widziała, że mąż wraca z pracy i jak ładnie dzieci się bawią" - infantylny jakiś
- chcielismy drzwi wejściowe setki, zaproponował 130 z szybką z boku (bo to doświetla wiatrołap) - Złociutka się zachwyciła
Poza tym podejrzewamy, że potajemnie jeżdżą w nocy domurowywać albo mają kontrakt z siłą nieczystą jak Twardowski nie przymierzająć.
Dziś koło południa Witek skończy cegły (które starczyły mu na ... 2 dni a nie było ich mało) i z powodu chwilowego braku materiału wpadł na to, że w tak zwanym międzyczasie wymuruje sobie (tzn nam) dla rozrywki taras.
Robotnicy co to są u Witka na ordynansach to też jakieś typy spod ciemnej gwiazdy - milczący i posępni jak Erynie z Tartaru. Pracują i milczą, milczą, wciąz milczą... i pracują, w milczeniu... pracują i milczą...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia