mój dom - już do końca
Dobra, uaktywniam się bo mi się dziennik zakurzył. Wszedłem w posiadanie bramy garażowej. Odbyło się to bez mego udziału emocjonalnego (za to nie zapomniano zaangażować mojej kieszeni). Zajechałem dziarsko w sobotę dokończyć rozwalanie palet z zamysłem przeistoczenia ich w pełnowartościowy opał sezonowany w dodatku, patrzę, a trzewia mego garażu dotychczas bezwstydnie widoczne dla byle menela, przysłania piękna brama z nachalnie umieszonym logo producenta (to nic że brama koloru gorzkiej czekolady – logo mieni się chabrem i złotem – ni w pindzel ni w dzyndzel). Krzepiące jest poniekąd to, że nie wiem kto mi ją wstawił i nikt nie upomina się o kasę za wstawienie (oczywiście moja uczciwość może służyć tłumom za molarny kompas więc dowiem się kto zacz i pieniądze wypłacę uczciwie)– klucze przekazał mi elektryk z miną sfinksa.
Dziś też okazało się, że mój tynkarz Nicolas ma głęboko skrywane inklinacje do błyskotliwych ripost . Dzwonię z zapytaniem czy tynkujemy bo pogoda… na co Nikola kładąc nacisk na charakterystyczny dla siebie ładunek dramatyzmu: pierdolić pogodę – tynkujemy!!!
Tak więc tynkujemy. Zdjęcia wkrótce.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia