Na psa urok albo kto kogo wykończy...
A wracając do naszej ekipy "fachmanów" - rozstanie z nimi nastąpiło, gdy zrobili nam tynki na dole. Nie tylko zrobili to byle jak, ale przede wszystkim z powodu kosmicznej wręcz niesłowności i nieterminowości kładli je w listopadzie i grudniu. A potem przyszły mrozy i mokre tynki pozamarzały na ścianach. Pamiętam, jak K. musiał wyjechac, a ja z Jacusiem w brzuszysku, nie mieszcząca się w żadną normalną kurtkę, zakutana w jakies chusty i szaliki, w kurtkach męża i syna zalożonych jedna na drugą, tupałam na budowę, aby palic w pożyczonych od dobrych ludzi kozach - żeby choć częśc tych tynków uratować...
CDN
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia