Nasza BUKOWA CHATKA
Na początek refleksja: los potrafi czasem wynagrodzić człowiekowi minione niedole i rzucane przez życie kłody.
Ech, trafił mi się chłopina...
Zorganizowany, obrotny, przedsiębiorczy, no i najważniejsze.. robotny .
Gdyby nie zapał Mariusza, Jego upór i konsekwencja - nie wiem na jakim etapie bylibyśmy dzisiaj z budową domu. Myślę, że wciąż jeszcze przeglądałabym w necie projekty, nie mogąc się zdecydować, jaki dom chcę mieć. A tak, w ekspresowym tempie (bo od maja, kiedy to zrodził się pomysł budowy domu) mury naszej chatki będą już niebawem wynurzać się z podłoża.
To Mariusz - tak naprawdę - pcha ten nasz budowlany wózek i nie zraża się tym, że od czasu do czasu odpada z niego jakieś koło
Uparcie pokonuje kolejne przeszkody, niektóre nawet z uśmiechem na ustach i zaraża mnie tym swoim niepoprawnym, ale jakże przydatnym optymizmem.
Poza tym, ja - przy charakterze swojej pracy - nie załatwiłabym do tej pory ani pół papierka potrzebnego do ruszenia całej tej budowlanej machiny.
A Jego znają już wszystkie biurowe damy i inni wielmożni państwo, w kolejnych urzędach, w jakich przyszło nam załatwiać sprawy.
No i rzecz najważniejsza - wiele prac potrafi wykonać sam. Oszczędzamy na tym i czasowo, no i - co najważniejsze - finansowo. Sam buduje wspomnianą tu już drewutnię, sam przygotowuje szafy do sieni i do dwóch sypialni i sam będzie je montował.
Robi nam wielkie drewniane łoże . I żeby nie było, że byle jakie.
160 na 200 cm powierzchni przygotowanej do przyszłego leżakowania, z zamontowanym siłownikiem pod materacem, który w ramach propagowania słodkiego lenistwa będzie nam (na pilota) podnosił do góry szanowne wezgłowia w celu np. oglądania telewizji w pozycji półleżącej .
Sam położy elektrykę w Bukowej Chatce, bo po prostu sie na tym zna. A praca w drewnie to Jego hobby (jakże praktyczne, co nie?).
Sam walczy z płotem (i walka to jest nierówna, bo płot posłusznie i na baczność sukcesywnie się ustawia).
No i teraz gwóźdź programu: mam już zrobiony na gotowo mebelek, którego jeszcze nigdy w życiu nie miałam i nigdy nawet mi się nie śniło, że będę mieć. Mój szanowny mąż wymyślił sobie onegdaj, że w sypialni muszę mieć swoją toaletkę. Taką z lustrem i szufladkami na kosmetyki, kremy i szczotki. Oznajmił, że sypialnia bez takiej toaletki mija się z jego wyobrażeniem miejsca do spania, no i... zrobił ją.
Jest po prostu cudna, wypieszczona do ostatniego muśnięcia dłonią. Jej jasne, naturalne drewno, urzeka mnie swoją skromnością i jednocześnie elegancją. Stoi sobie zapakowana w użyczonym nam - na czas składowania różnych gratów - garażu i czeka na dobre czasy, które już niebawem - mam nadzieję - nadejdą.
Oto ona , choć wiem, że zdjęcie zupełnie nie oddaje jej osobistego wdzięku i uroku
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/382666/00000020.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/382666/00000020.JPG
Ten dzisiejszy mój post, brzmi trochę, jak hymn pochwalny na cześć mojego "ślubnego".
Ale z ręką na sercu oświadczam, że całkowicie sobie na ten hymn zasłużył.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia