Nasza BUKOWA CHATKA
Święta prawie całe spędziliśmy w Bukowej Chatce.
Po wielkanocnym śniadaniu wsiedliśmy w auto i nic nie było w stanie nas zatrzymać,
żeby tam nie pojechać.
Niedziela była piękna, mocno świeciło słoneczko,
więc grzałam trochę swoje (jeszcze wyziębione zimą) ciało..
Ptaki oszalały wiosennie.
W ciszy, jaka tam panuje, ich wesołe trele brzmiały, jak najpiękniejsza muzyka świata .
Było szczęśliwie i wspaniale.
Wieczorem, przy radośnie trzaskających w kozie drewienkach,
zjedliśmy ciepły posiłek i napawaliśmy się ciszą i swoim towarzystwem .
A potem spanko, ale tym razem w sypialni numer dwa.
I wreszcie pospałam, jak człowiek.
Głęboko, bez żadnych przerywników, do samiutkiego rana.
Obudziło mnie słoneczko i.. nieobecność Mariusza obok mnie.
Wstał już oczywiście bladym świtem i stwierdzając,
że szkoda czasu na spanie - kręcił się już po swoim warsztacie.
Nie wiem, czy oszalał już całkiem, czy tylko troszeczkę, ale wiem na pewno,
że jakiś niesamowity power rozpiera Jego (kuszące skądinąd) ciało .
I tak spędziliśmy Lany Poniedziałek:
trochę na ustaleniach pewnych szczegółów dotyczących urządzenia, trochę na lenistwie.
Ale już dziś Mariuszek znowu zostawił mnie samą
i pracuje tam ciężko od samego rana, aż do jutrzejszego popołudnia.
Jakoś muszę przeżyć, tę mieszankę naszych rozstań i powrotów.
Jeszcze trochę..
Ale dam radę!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia