Dom w Lesie
sharoon i Sepior - dzięki za miłe słowa, bardzo motywują do dalszej pisaniny :)
Taka samodzielnie wykonana robota to i ogromna satysfakcja i znaczna oszczędność kasy i wreszcie spory komfort psychiczny, jak się coś zrobi samemu, to cytując starą, ulubioną reklamę mojej ciotki (która niniejszym pozdrawiam): "to wie się, co się ma"
No po prostu: zrobię dobrze, to wiem na pewno, że jest zrobione dobrze. Gdzieś coś nie poszło najlepiej - wiem, gdzie jest to miejsce, jak coś się tam kiedyś zacznie dziać złego, od razu będzie jasne, nie muszę się zastanawiać, co w tym miejscu fachofce schrzanili i szybciutko pianką czy gipsem zakryli, żeby nie było widać. A jak coś spierdzielę - sam do siebie mogę mieć pretensje i ewentualnie, nauczony doświadczeniem, zrobić drugi raz, lepiej.
Kanalizację wspominam obecnie jako coś bardzo prostego, wystarczy w zasadzie o podstawowych zasadach pamiętać (spadki, wentylacja, średnice) no i oczywiście mieć dobry projekt, w którym projektant nie ograniczył się do beztroskiego "tu będzie kibelek, a tu damy natrysk", tylko zastanowił się nad tym, jak do tego kanalizacja podejdzie tak, żeby poziome odnogi były jak najkrótsze a spadek możliwy do zachowania.
Hydraulika jest w moim odczuciu już trochę większym wyzwaniem, ale głównie za sprawą zakresu robót, trudne to nie jest absolutnie, koniecznych do zachowania zasad jest nawet mniej niż przy kanalizacji, za to tutaj warto dokładnie przemyśleć prowadzenie rur, najlepiej sobie to dokładnie rozrysować przed zabieraniem się za robotę. Robienie "na żywioł" też jest możliwe, ale kończy się zwykle zużyciem o wiele większej liczby kolanek, a i efekt końcowy przypomina bardziej kłębek drutu kolczastego niż czystą instalację :) Działać pewnie będzie tak czy tak, ale po pierwsze wstyd pokazać, po drugie - w skrajnych przypadkach rury mogą zacząć brumbrać.
A z konkretów - po pierwsze łazienka w obecnym mieszkaniu. Obecnie jest na etapie gładzi gipsowej, ponieważ wykonany przeze mnie tynk nie kwalifikował się do bezpośredniego pomalowania. Tynk nakładany ręcznie zdecydowanie nie jest rzeczą, którą może dobrze zrobić laik bez doświadczenia i właśnie to wykazałem na własnym przykładzie. Znaczy będzie równo i gładko "jak Jadźki kolana", ale kosztuje mnie to tyle roboty, że tynkując tą techniką cały dom (teoretycznie, bo nie miałem zamiaru próbować) bym chyba ze trzy lata to robił
Zdjęć sufitu niet (nie, nie wstydzę się, po prostu nie robiłem), natomiast małżonka sfotografowała mnie w kombinezonie przeciwpyłowogipsowym tuż przed szlifowaniem:
http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2x7v_svHpI/AAAAAAAACm0/81mqBPMMzrQ/s512/8279_Remont%20%C5%82azienki.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2x7v_svHpI/AAAAAAAACm0/81mqBPMMzrQ/s512/8279_Remont%20%C5%82azienki.jpg
Na głowie mam oryginalną peruwiańską czapkę z lamiej wełny, przywiezioną z Peru przez koleżankę, a na twarzy - bandanę, która ze mną "pół świata" (no... może europy) zjeździła w charakterze nakrycia głowy :)
A na budowie - zdjęcia będą dopiero jutro, bo dziś aparat został zagarnięty przez małżonkę, ale instalacja instalacji się posunęła znacznie. Aż dziwne w sumie, bo prace na budowie z konieczności musiałem zacząć od mozolnego wykopywania auta ze śniegu Niestety, okazało się, że nawet służbowy samochód czasem nie da rady. Wjeżdżając na działkę postąpiłem jak zwykle, w myśl zasady: wystarczy się odpowiednio rozpędzić i przejedzie się przez wszystko, zwłaszcza, że wjeżdżam tyłem i napędzane przednie koła ida już po wstępnie ubitym. Niestety, nie przewidziałem jednego: obecny śnieg jest na tyle zmrożony i zestalony, że samochód się na nim po prostu powiesił: podwozie oparło się całą powierzchnią na śniegu, a koła... no wyorały sobie bruzdy po bokach i kręciły się w nich niemal swobodnie
Usiłowałem sprawę przeczekać, że niby ciepło od silnika, że sam nacisk.. a gdzieeetam. Trzeba było złapać za szpadel i łopatę, dodatkowo pod przednie koła podbić po desce (tego na szczęście pod ręką dostatek) i kupę czasu poświęcić na wyrąbywanie (!!!!) i wyciąganie śniegu spod auta.
Potem musiałem sobie naprodukować opału do kozy. A wcześniej naostrzyć łańcuch w pile, bo przy cięciu zapapranych betonem desek poszalunkowych stępił się tak, że chwilami szybciej by chyba szło używanie tej piły w roli siekiery. Ostrzenie łańcucha okazało się być trywialnie proste, zastanawiam się tylko, czy prowadnica kupiona wraz z pilnikiem bardziej mi pomaga czy bardziej przeszkadza.
A kiedy wreszcie mogłem się zabrać za robotę, to:
- poprawiłem instalację oświetlenia w gospodarczym - wcześniej zapomniało mi się o wyłączniku schodowym na drugim końcu pomieszczenia (jest przechodnie, tędy się wchodzi do domu z garażu). Co prawda światło w tym pomieszczeniu i tak się będzie włączać "samo" za sprawą czujnika PIR w suficie, ale instalacje pod tradycyjne włączniki tez robię na wypadek gdyby się okazało, że PIRy jednak nie działają tak, jak powinny. Zwłaszcza o żonę się tu obawiam, światło włączane PIRami mamy w obecnym bloku na klatce schodowej i żonę moją te czujniki na ogół po prostu ignorują
Tak więc całkiem jest prawdopodobny scenariusz, w którym generalnie światło w gospodarczym (i innych "przechodnich" pomieszczeniach jak hol czy klatka schodowa) będą włączały PIRy, ale na użytek małżonki będą i tradycyjne pstryczki
- wykonałem mniej więcej połowę instalacji oświetleniowej w salonie, łącznie z oświetleniem tarasu. Tu nie ma o czym pisać, bo ciężko w ciemno, jutro zamieszczę zdjęcia, to może coś opiszę. W każdym razie powoli zaczynają mi powstawać na ścianach miejsca, w których tynkarze chyba będą musieli siatkę założyć przed tynkowaniem, bo na samych przewodach ułożonych jeden przy drugim w ilości: "duuużo" tynk się ni cholery nie utrzyma
J.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia