Dziennik Myszy- reaktywacja
No dobra, to pamiętny dzień. Ugotowałam dzisiaj po raz pierwszy w nowym domu posiłek. Zupę. Marchwiankę. To był istny cud. Latałam po pokojach w poszukiwaniu zagubionych w akcji ziemniaków, zwanych też kartoflami, zgineła noga z zamrażarki, to znaczy taka kurza noga, por w lodówce zakwitł, a słoik z solą gdzieś wcieło. No tak. Skończyło się więc na marchwiance z makaronem, na masełku i z różnymi przyprawami, które akurat były tam gdzie być powinny, czyli pod ręką.
Ja wiem, ze sytuacja jest trudna, i że pewne rzeczy mogły być inaczej niż by chcieć. Piszę to sobie, bo wiem, ze za jakiś czas sytuacja będzie wyglądała zupełnie inaczej, ale dzisiejsza ceremonia gotowania zupy w domu sprawiła, ze wypełnił się on -co prawda lurowatym, aczkolwiek jednak zapachem domu i moje hale jakoś tak zmiękły czując obietnicę troskliwego traktowania należytego domostwu.
http://images44.fotosik.pl/242/74f43cff6a6c4fc5med.jpg" rel="external nofollow">http://images44.fotosik.pl/242/74f43cff6a6c4fc5med.jpg
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia