mały domek z brzozą w tle
No po co nam te łopaty - ja się pytam ale w duchu cieszę, że nie muszę się wysilać i jak co niektórzy (hmm sorki niektóre) cierpieć potem na zakwasy
Mnie się udało - proszę nie zazdrościć, w planach miałam uczciwie zasuwać łopatą więc jestem oki - czuję się rozgrzeszona .
Poszliśmy do buraka zaopatrzeni w stosowne pisemko, że mu daliśmy kasiorkę. Jest - ale brat. Dobra dopytujemy się brata o brata buraka, ale brat burak starszy (ten właściwy burak, jakby się ktoś pogubił w tym buraczysku) jest chory ( ) i leży w łóżku i śpi.
To niech go pan budzi - warknęłam - bo my tu przyszliśmy rachunki wyrównać.
Małż subtelnie acz skutecznie ścisnął moją dłoń cobym się już nie odzywała.
Dobra jak tam se chce.
Grzecznie wyjaśnia cel naszej wizyty a ja podziwiam zachmurzone sine niebo. Młodszy burak idzie do domu po rachunki i wręcza nam dowody wpłaty.
A panowie to tak ani troszeczkę nie poczuwają się do tych rachunków? - delikatnie zagaduje mąż wypisując nowe potwierdzenie zapłaty tym razem na młodszego brata.
Młodszy burak milczy jak zaklęty.
Ależ skąd kochanie - nie wytrzymałam - panowie cały styczeń i grudzień przy świeczkach siedzieli bo tak jest romantyczniej. Wody też nie używali bo sobie śnieg w rondelku topili.
Małż łypnął na mnie ostrzegawczo-prosząco.
Dobra, niech mu będzie, znowu się zamknęłam.
Młodszy burak podpisał otrzymane 117 złotych i 40 groszy. I wtedy znowu mu dowaliłam. No to myśmy panom rachunki zapłacili a teraz wy swój wstyd będziecie po wsi obnosić.
Młodszy burak nie wytrzymał - zawsze ja obrywam od wszystkich za brata-żalił się.
No cóż tak bywa - łagodzi małżonek mój kochany - a ja - no cóż walę - trzeba było obudzić brata.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia