Dziennik budowy Jolli
cd.
W listopadzie 2005 zamówiliśmy projekt przez internet. Cały czas sprawy posuwały sie do przodu a my jakoś nigdy nie rozmawialiśmy o konkretach. Ponieważ jestem osobą, w której życiu coś sie dzieje, co raz mocniej nakrecałam się przyszłą budową
Jeszcze jesienią ogrodzilismy działkę , mamy bardzo fajnego sąsiada od którego kupilismy działkę nasze 831 m . Załatwił wszystko ponieważ jest często w domu i ma już jakieś doświadczenie, kupił siatkę, załwtwił ludzi do kopania, malowania słupków, całej roboty my tylko zapłaciliśmy 1000 zł za 60 m nowej siatki, dwa boki były już ogrodzone, tym sposobem nasza działeczka została ogrodzona ze wszystkich stron i to dosłownie nie mieliśmy na nią wstepu bo nie było furtki , w czasie podziału geodeta przesłał nam projekt podziału wraz z furtką , która znajdowała sie na jednym boku, który za akceptowaliśmy , ale coś tam pomieszał i przy podziale furtka została za ogrodzeniem , zimą i tak nie potrzebne nam było wejście.
Przez całą zimę śledziłam pilnie forum, czytała wszystkie posty , najbliższe memu sercu były oczywiście tematy dotyczące naszego domku Marysia, przez forum poznałam Rafała i Kasię , którzy budują lekko zmienioną wersję Marysi -Iskierkę na tej samej ulicy.Śledzę postępy Andrzejki i uczę się.
Na początku grudnia 2005 zaczęłam szukać telefonicznie geodety, trafiłam na drugą kobietę na swojej drodze budowy (pierwsza pani projektant)bardzo sympatyczna pani, zapytałam czy nie zna jakiegoś architekta , a ona poleciła mi kolejną panią , która zajeła się adaptacją projektu. Wszystko przebiegał sprawnie i w bardzo miłej admosferze. Pani architekt poleciła mi pania która zrobiła projekt zjazdu, załatwiła wszystkie formalności i oddała gotowe zezwolenie na budowę.
W tak zwanym między czasie zaczęłam szukać ekipy do budowy, nie było żadnych castingów, poprostu polecony wykonawca. Pierwsza rozmowa była przed świetami, wszystko zostało omówione, mielismy zapłacic określoną cenę za wykonanie stanu surowego otwartego tj. 120 tyś za robociznę i materiały , nic nas nie obchodziło. Pani architekt robiła adaptację, dokonaliśmy kilka zmian i poszerzenie o 0,5 m grażu i kotłowni.
3 stycznia mielismy podpisać umowę.Zjawił się wykonawca, ale pojawił się problem, do tej pory załatwiałam wszystko , wybór projektu, kupno ,sprawy w starostwie, znalezienie geodety, formalności z kupnem działki, znalezienie architekta, aż w końcu do podpisania umowy swoje trzy grosze dołożył mój mąż. Nie podobało się jemu, że wykonawca chciał w dniu podpisania zaliczkę na prawie 20 tyś , a nie chciał dać potwierdzenia, że materiały które kupujemy wcześniej sa naszą własnością, byliśmy przygotowani na zapłacenie tej zaliczki, ale mąż chciał potwierdzenie. Wykonawca powiedział że da potwierdzenie jak zaksięguja coś tam w składzie , na to mój mąż że wtydy da mu pieniądze , miało to trwać jakieś 2 tygodnie. Potem były teksty o braku zaufania ja starałam się łagodzić sytuację , bo nie chciało mi się nic szukac i taki układ mi odpowiedał, że my płacimy i nic nas nie obchodzi. Jednak po 1,5 godzin. rozmowy wykonawca się obraził i powiedział że w tej sytuacji nie podpiszemy umowy, że on ma dużo chętnych i rezygnuje.
Zostałam z niczym wsiekła na męża, ąle nie dawałam tego po sobie poznać, ochłonęłam, przemyślałam sprawę i zabrałam sie do szukania nowej ekipy . Czasu mało bo dobre ekipt i tanie miały już zaklepane terminy. Poprosiłam o pomoc naszą panią architekt, poleciła mi wykonawcę, z którym już pracowała i inwestorzy byli z niego zadowoleni. Umówiliśmy się na rozmowę w porównaniu do pierwszego wykonawcy, który przy każdym spotkaniu nadawał około 2 godzin pan wypadł kiepsko, przyszedł na 5 minut, wysłuchał zabrał projekt i już.
Poprosiłam o wycenę roboty i kosztorys na materiały, pan nic nie notował nic nie mówił.
Drugie spotkanie trwało też niewiele dłużej pan znów mało mówił podał cenę i poszedł.
Podzwoniłam po kilku wykonawcach, ale terminy były na jesień a ja chciałam jak najszybciej. Zdecydowaliśmy się na wykonawcę poleconego przez architekta, pan przyszedł z najkrótszą umową jaką widziałam
tak , krótką jak jego wizyty. Jedno zdanie , że wybuduje dom i podpisy. Pokazałam mu przygotowaną moją umowę przeczytał i zaakceptował, nie wpisywaliśmy jedynie daty rozpoczęcia i końca budowy. Ponieważ nie robimy żadnych planów , a tylko działamy na zasadzie rozpędu, nie mamy umówionych żadnych ekip na potem więc co ma byc to będzie i tak nie planowaliśmy przeprowadzki w tym roku. Musimy sie oswoić z myślą zmiany zamieszkania. Mamy gdzie mieszkać i to całkiem nie żle, 3 pokoje 64 m dla 3 osób i suni.
Umowę podpisalismy i zbiłam cene za wykonanie o 10 %.
Potem jeszcze kilka spraw papierkowych, koleżanka kolejna kobieta zrobiła nam projekt przyłącza wody, architektka poleciła nam panią kierownik budowy, fajnie pracuje się z kobietami, poza tym podeszłam do tego na takim luzie,że właściwie nie było wcale kłopotów i wszystko szło sprawnie i miło.
Jedyny mały problem w całym załatwianiu spraw to kabel wysokiego napięcia na naszej działce w ziemi. Otóż kupując dziłakę na mapkach widniał kabel WN z adnotacją nieczynny, do likwidacji przez ZE. Okazało się , że pani geodetka nie chciała zrobić bez tego kabla mapek do celów projektowych napis nie wystarczył. Chcielismy kabel usunąć , ale okazało się, że nie ma właściciela bo nie należy on do ZE tylko do zlikwidowanej kopalni piasku . Było trochę nerwów, ale pismo , od ZE że nie jest to ich własność i że jest to bez napięcia i że usuniemy to w trakcie budowy wystarczyło żeby dostać pozwolenie.
Wracając do naszego wykonawcy po podpisaniu umowy nie spotkaliśmy się więcej, jakaś krótka rozmowa przez telefon i tyle.
Czekaliśmy długo na upragniona wiosnę i.........
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia