Dom w Rododendronach5P- Ania&Uki-budowanie marzeń
Tytułem wstępu!
Tak długo zastanawiałam się nad tym jaki będzie mój pierwszy wpis, że jak przyszło co do czego to miliony myśli kłębiących się w głowie nie dają się ułożyć w nic sensownego…
Pełne skupienie i zaczynamy: po forum Muratora szperamy od kilku miesięcy, nieśmiało podpytując, podpatrując, zazdroszcząc, współczując ale przede wszystkim marząc, aby w końcu móc to zrobić :założyć własny dziennik budowy. Ponieważ obiecałam sobie, aby nie zapeszyć, że założę dziennik dopiero jak dostaniemy PNB- zakładam go dnia 28-05-2009 bowiem dzisiaj odebraliśmy Decyzję zatwierdzającą nasz projekt budowlany i udzielono nam Pozwolenia na Budowę. A nie było łatwo……
Mój Połówek marzył o domu a ja byłam gotowa zaplanować swoją przyszłość w bloku, ale wizja własnego domu była kusząca, zbyt kusząca aby nie wykorzystać darowanej nam przez rodziców ziemi. Zatem łatwo przyszło podjąć decyzję budujemy DOM-a był to kwiecień zeszłego roku… Zaczynamy błądząc we mgle : występujemy o wstępne zapewnienie dostawy wody(RPWiK), prądu(Vatenfall)i odbieramy z końcem kwietnia. Dokładnie 15.05.2008 złożyliśmy wniosek o wydanie warunków zabudowy, Pani w urzędzie grała w otwarte karty i nie oszczędzała nas od razu podała przewidywany termin załatwienia sprawy jakieś kilka miesięcy oczekiwania. Miło bo człowiekowi nie zostają złudzenia…. Ale już 30-06-2008 roku drżącymi rękoma otwieraliśmy list polecony z Urzędu-czyżby nam się udało??może jednak dla nas zrobili wyjątek… Nic bardziej mylnego ...Patetyczny ton był jednoznaczny choć uprzejmy, że z uwagi na .. i że ze względu na wzgląd.. i dużą liczbę wniosków i „uwzględniając powyższe przewidywany termin rozstrzygnięcia sprawy to 25.09.2008.”koniec cytatu. Zatem wakacje… zdecydowaliśmy się na ALL In w Turcji bo nie wiadomo kiedy trafią się następne;)
Nastała jesień i 02-10-2008 odebraliśmy z urzędu Warunki Zabudowy-wygłupom nie było końca bo myśleliśmy ileż to za namia łaskawe życie zweryfikowało ileż to przed nami… tu nadmienić muszę że jedna działka stanowiąca własność rodziców musiała zostać podzielona na trzy. Zatem działamy :sąd rejonowy-księga wieczysta; wypis z rejestru gruntów; geodeta w między czasie pracuje, my do urzędu składamy wniosek o podział dnia 30-10-2008 i tu następuje pauza bowiem do przychylenia się do tej decyzji potrzebny był czas…
Zmiana scenerii: mamy 1-12-2008 kiedy to odbieramy pozytywna opinię do wniosku o podział-składamy ją zatem na ręce geodety. Geodeta, mierzy , oblicza, kreśli, dzieli-my zbieramy podpisy od sąsiadów .Dokumenty lądują w Urzędzie i mamy datowaną na 30-12-2008 decyzję o podziale nieruchomości.
Święta,Sylwester i robi nam się rok 2009
Zaczynamy pracowicie: teraz należy zebrać dokumentację do pozwolenia na budowę. Już 02-01-2009 wizytujemy RPWiK z wnioskiem o wydanie warunków zapewnienia dostawy wody, Vatenfalla mamy już za sobą-tak nam się wydawało-składając 13-06-2008 wniosek o dostawę energii na plac budowy. Styczeń przebiega na uzupełnianiu dokumentacji, mapek, oczekiwaniu na wyrysy po podziale. Podłączenie energii elektrycznej jest w rękach biura projektowego, które radzi sobie z tym zajęciem dość ospale-nękamy ich regularnie.-Koniec stycznia przynosi gotowe Warunki z RPWiK. Luty zaczynamy od spisania aktu notarialnego, geodeta ma gotowe mapy do celów projektowych. Skoro akt własności jest składamy wniosek o przeniesienie decyzji o warunkach zabudowy z ojca na syna. Jedziemy na narty –podziwiamy góry w deszczu;/ i świętujemy urodzinki Ukiego-zmiana kodu na 3-ke z przodu;)Końcówka lutego to kolejne wnioski: do Regionalnego Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej oraz prośba do RPWiK o partycypację w kosztach wykonania przyłącza wody. Odbieramy przeniesie decyzji o warunkach zabudowy.
Zima nie odpuszcza a my długie godziny spędzamy na poszukiwaniu projektu marzeń. I nic nie pasuje, za mały, za duży, niepraktyczny, wszystko nie tak. Wąska działka mocno nas ogranicza, ponad to chcemy mieć wszystko piwnica, garaż… Zyliony przejrzanych projektów i nic. Aż tu pewnej niedzieli późnym wieczorem….naszym no dobra moim oczom ukazuję się projekt Dom w Rododendronach5P.Ma piwnicę i garaż całkiem rozsądny układ. Analiza projektu pełna emocji: to pasuje, a to się podoba, to ciekawe a to inspirujące. Jesteśmy zdecydowani –jedziemy do biura projektowego .jesteśmy przygotowani-mamy mapy-pan mierzy………..i porażka dom naszych marzeń nie zmieści się na naszej działce!!!Brakuje 40 cm…Pan uprzejmie proponuje inne projekty. Wracamy załamani-szukamy dalej.I choć napięcie w tej historii miało rosnąć jak u Hitchcoca ale, uważny „czytacz” zauważy już po tytule, że jednak dopięliśmy swego i zakupiliśmy projekt Dom w Rododendronach 5P.Z pełną świadomością tego, że może się nie udać. Linia zabudowy i jej dowolna interpretacja przez naszą architekt może nas przybliżyć do domu naszych marzeń. Zakup był poprzedzony jeszcze jedną wizytą w biurze projektowym i konsultacją z Panią Architekt. Uzgadniamy pierwsze zmiany, które pomogą upchnąć dom na działce min, likwidacja wykuszu. W tak zwanym między czasie składamy wniosek o odprowadzenie ścieków deszczowych-bedąc przekonamym że składamy go zgodnie ze wskazaniem w warunkach zabudowy w Wydziale Ochrony Środowiska przy UM. Deklarujemy odbiór własny dokumentów ale po trzech tygodniach,najeżdżamy na urząd-pan załatwiający nasza sprawę jest na urlopie-i jednak korespondencję nadał pocztą. Okazuje się że ten wniosek powinniśmy adresować do Regionalnego Centrum Godpodarki Wodno Ściekowej-mimo iż wcześniej konsultowaliśmy my to z pracownikiem UM. Był 1kwietnia i myśleliśmy że Pan robi nam żart-oj nie, był śmiertelnie poważny jak zawał serca i odesłał nas z kwitkiem. Na warunki odprowadzenia wody deszczowej oczekujemy we właściwej instytucji do 21-04-2009. Połowa marca-kolejne zmiany w projekcie-ustalono wymiary okien, fundujemy sobie mega salon rezygnując z pokoju na parterze. Zostają słupy na środku salonu-próba zamiany ich na podciąg. Aż do początku kwietnia nękamy architekta o przyspieszenie prac nad adaptacją projektu, mamy szkody górnicze-musi więc ingerować konstruktor. Pojawia się problem podłoża –po wykopie dziury na działce-stoi w niej woda-co niepokoi architekta i próbuje wymóc dodatkowe zabezpieczenia, problem z ustaleniem zera budowlanego. Przeforsowaliśmy jednak projekt z mniej kosztownymi zabezpieczeniami, grunt oceni kierownik po ściągnięciu humusu i wykopie. Dzień po odebraniu kompletu dokumentów od architekta składamy pozwolenie na budowę datowane na 08-04-2009 i czeka nas 65 dni nerwowego oczekiwania-ryzyko ogromne, linia zabudowy i dom wystający poza nią to teoretycznie samobój. No nic dajemy na mszę i liczymy na cud. Koniec kwietnia to poważne wydarzenie-montaż skrzynki z prądem. Uki zaczyna regularnie wizytować Wydział Architektury i swoim urokiem osobistym stara się zjednać sobie przychylność Pani prowadzącej nasza sprawę. Wizyt jest sporo i poprawiania dokumentów również… Linia zabudowy idzie na pierwszy ogień-dokumenty wracaja do architekta… Miasto funduje nam kolejną kłodę pod nasze zmęczone dosyć nogi –należy zaprojektować wjazd do posesji z drogi publicznej-nie może zrobić go architekt w ramach adaptacji projektu-musi to być ktoś bardziej znający się na rzeczy i posiadający uprawnienia drogowca-4projekty ląduja w MZUiM 27-04-2009.Znowu pojawia się pojęcie międzyczasu w którym to walczymy z Vatenfallem, podłączamy skrzynkę na placu budowy, składamy dokumenty. Okazuje się ,że w warunkach dostawy prądu wpisany jest błędny numer działki-dokument nie będzie respektowany przez Wydział Architektury. Dążymy do jak najszybszego podpisania umowy i założenia licznika- udaje się umowa ląduje w UM .Kolejny błąd w wymiarach pani z Architektury znajduje w Projekcie Wjazdu-musi wrócić do autora do poprawy. Tak na marginesie od stycznia tego roku działki wcześniej rolne znajdujące się w obrębie iluś tam km w mieście mają z automatu status działek budowlanych. My jednak tak dla pewności musimy złożyć w UM wniosek o potwierdzenie o odrolnieniu.
Po ponad roku starań, niezliczonej ilości czasu i nie małej ilości pieniędzy odbieramy PNB. Można zatem wyobrazić sobie jaka radość nas ogarnęła kiedy pamiętnego 28-05-2009 zakończyliśmy etap szeroko pojętej biurokracji…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia