Kasi i Tomka Ciri, czyli Iskierka ciut inaczej
Potem przyszła ulewa i ślicznie zmyła glinę z kupek na ławę. Niby nic, ale miało to swoje konsekwencje. Nawet trochę śmieszne. Otóż, po wylaniu ław, w kieszeniach zamiast kasy, pojawiło się echo. Trzeba było sie udać do banku po uzupełnienie braków. Procedura, nie powiem, nawet szybka. Raptem dwa miesiące. Ale jednym z jej elementów był pan rzeczoznawca. Skierowano go na nasza działkę celem zweryfikowania wkładu własnego. Czyli sprawdzenia czy aby nie nakłamaliśmy, mówiąc że ława wylana.
Przyjechał, popatrzył na glinę i stwierdził że ław nie ma... Jak bym nie był przy wylewaniu, to bym moze uwierzył. W końcu RZECZOZNAWCA, nie?
Na szczęście byłem wtedy w pracy... Małżonka wyjaśniła, pokazała, przemówiła do rozumu. Koleś zamarudził, że ława do niczego, że źle, że tak nie powinno być... i uznał ławy za istniejące. BRAWO PAN RZECZOZNAWCA.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia