Kasi i Tomka Ciri, czyli Iskierka ciut inaczej
Kuriozum
Przyszły mrozy...
Siedzę sobie w jednym z pokoi na poddaszu. Czymś się tam zająłem, ale dręczy mnie ciągle myśl, że coś tu nie gra. Po niejakim czasie stwierdzam, że spokój zakłóca mi dźwięk kapiącej wody.
No zimno mi się nieco zrobiło.... Jedyna instalacja z wodą jaka tam jest, to kaloryfer i rurki we/wy. No to lecę sprawdzać. Ale nic z tego. To nie tu.
"KAP!" - znów gdzieś spadła kropla. Ruszam od kaloryfera w stronę środka pomieszczenia i włażę w kałużę. No tu, to już na pewno nijakich rur nie ma. Pierwsza myśl "O ja pier*#@*! Dach przecieka! Nawiało gdzieś śniegu i ...".
No tak, ale gdzie jest plama na suficie?
Ubrałem się ciepło i wylazłem na strych. A tam zimno jak ....jak na dworze. Jakieś - 15 stopni. I nic nie znalazłem. No to dawaj, z powrotem szukać w pokoju z kałużą.
I się dopatrzyłem.
Woda ciecze po przewodzie elektrycznym, który sterczy z sufitu, zgrabnie przepływa przez kostkę w którą wpięte jest źródło światła i dalej to już oprawka, żarówka i "KAP!", na podłogę.
http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/x/3/6/3/51948119_d.jpg" rel="external nofollow">http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/x/3/6/3/51948119_d.jpg
Znów lezę na strych. Odgrzebuję przewód spod zwałów wełny i... normalnie mi szczęka opadła. Ciężko to będzie nawet opisać.
Otóż, elektrycy montowali swoja instalację na długo przed tym, zanim powstała cała konstrukcja podwieszanych sufitów i ocieplenia. Przewody mające biec na strychu, wsuwali w peszel i układali NA jętkach. Potem przyszli gipsiarze-kartongipsowi-ocieplacze. I tym już ciężko było poprzekładać przewody POD jętki, żeby się znalazły POD ociepleniem.
I zrobili takie coś:
http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/w/5/6/4/49697564_d.jpg" rel="external nofollow">http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/w/5/6/4/49697564_d.jpg
Teraz, to już wystarczyło zrobić dziurę w suficie, przeciągnąć przez nią koniec przewodu i całość zaczęła działać jak destylator. Przez dziurę wpływało ciepłe i wilgotne powietrze z wnętrza domu. Dalej leciało sobie peszelkiem do takiego "kolanka" nad jętką. Tam się szybko schładzało. Wykraplała się woda i wracała do dziury w suficie...
I "KAP!".
Myślę, że jakbym chciał, to bym takiego cudu nie wymyślił ...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia