C164 "dom za miedzą" BARTOLINKI i GONZO93
16 lipca
maraton!
- potwierdziliśmy w składzie drewna, że potrzebne deski są, pojechaliśmy, kupiliśmy, ich kierowca zawiózł na budowę i pomógł zrzucić; wiózł tych 8 desek z taką fantazją, że bałam się że je pogubi, tak mu po pace latały ,
- potem pojechaliśmy wypożyczyć przyczepkę i w długą po te blachy ... do Płocka, a nie Płońska , czy ja głuchnę, bo cały czas słyszałam, że to Płońsk; trochę dalej do tego Płocka, co nas zmartwiło, czy zdążymy wrócić na godz. 15 - bo miał przyjechać pan od toytoyki i dekarz też chciał wejść na plac i zrzucić to co miał zrzucić a ja miałam zmienić mamę przy pozostałym w domu dziecku;
- przyjechaliśmy do tego Płocka, a tam pani nam mówi, że oni w ogóle tych blach nie mają , mnie serce stanęło, mąż padł; no cholera!!!!
ale się okazało, że pani też głucha , bo ja mówiłam "mat", a ona że "połysku" nie mają, ja swoje ona swoje, aż zatrybiła ;
- podjechaliśmy do magazynu, pan wziął fakturkę i mówi, że oni tych blach nie mają i sobie podszedł; szlag mnie trafił!
po ponad półgodzinnym czekaniu okazał się, że blachy są, załadowali nam na przyczepkę i ..... oby już nigdy więcej do Płocka po blachy!
W W-wie byliśmy o 16, toytoyka przeniesiona na poniedziałek, dekarz sam sobie na działce poradził; zrzucił deski nałaty itd, folię, i wszystko co mu potrzebne.
Zostaliśmy poinformowani, że z dachu zamierzają zejść w poniedziałek koło południa , bo co to za dach, taki prosty; zobaczymy .
Na wyraźną prośbę męża piszę, że po raz pierwszy jechał z przyczepką i nawet cofał , no zuch chłopak .
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia