*Iskierka*
Za nami pierwsze, prawdziwe święta we włanym domu.
Bałam się, że nie ogarnę tego wszystkiego, ale dzięki mężowi wszystko poszło sprawnie - od tego , między innymi, są mężowie.
Nie powiem żeby było lekko, bo w gruncie rzeczy było to kursowanie od stołu do zlewu, od zlewu do stołu, od stołu do zlewu ............ i dalej w tę mańkę. Ale pies to trącał , nic to że oczy podpuchnięte z niewyspania, nogi ledwo sunące po ziemi, połamane paznokcie i ......a tam .......... warto było się pomęczyć.
Nie mniej jednak .............. NIGDY WIĘCEJ ŚWIĄT BEZ ZMYWARKI .......NIGDY WIĘCEJ.
Jedyną nowinką w domu są karnisze w salonie.
Karnisze są, a firanek nie ma i sąsiedzi dalej wszystko mają jak na dłoni
"Ładziębi" już nie ma, ale nie omieszkały się pożegnać. Przeleciały niziutko nad domem , machnęły skrzydłami, po czym odleciały na bardziej pożywne wody .
Pora zabrać się za otoczenie wokól domu.
Wczoraj kilka świerków - suchelców wylądowało w smieciach. Kilka roślin zmieniło swoje miejsce. Ale generalnie nadal nie mam pomysłu na zagospodarowanie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia