Dziennik Mikruska- Dom w Piwoniach - zaczynamy :)
Żeby być na bieżąco muszę napisać jeszcze o paru sprawach, które do dzisia j są załatwione (mniej lub bardziej :)).
W okolicach września zaczałem zastanawiać się nad wodą. Pojechaliśmy na działkę, z nadzieją, że któryś z sąsiadów będzie i dowiemy się jak z tym medium sprawa wygląda. Jak na złość nie było nikogo...Ale nic- napisałem karteczkę, wyjaśniłem o co mi chodzi, poprosiłem o kontakt i zostawiłem w płocie domku (stan surowy zamknięty :)), który był dwie działki ode mnie.
Po południu sąsiad zadzwonił- porozmawialiśmy trochę. Sytuacja nie wyglądała na różową- wodę trzeba ciągnąc od głównej drogi (do mnie kilkaset metrów). Po drodze są działki-problem w tym, że na razie niezabudowane (lub w nikłym stopniu). Dlatego póki co nikt sprawy wodociągu nie poruszał- po prostu wszyscy czekają, aż działki się zaludnią i będzie więcej osób fo partycypacji w kosztach. Sąsiad polecił mi inne rozwiązanie- studnię. Mówił, że sam ma (jak i inni sąsiedzi też) i poleca to rozwiązanie.
Cóż- zacząłem szukać kontaktu z kimś, kto mi dziurkę w ziemi wywierci
Do paru osób dzwoniłem, ale w międzyczasie wpadłem na wspaniały pomysł- że zapytam sąsiada, kto mu studnię robił. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Dostałem telefon, zadzwoniłem. Pan powiedział, że nie ma sprawy, że wykopie mi studnię :) Pytałem o różdżkarz. Pan mi na to, że po co chcę wydawać pieniądze, że wystarczy że pokażę mu dowolne miejsce na działce i on mi tam studnię zrobi. U mnie ponoć z wodą nie ma problemu.
Jak mówił tak zrobiłem. Wymierzyłem 8 m od jednego boku, 10 m od drugiego (tam nam z koncepcji zagospodarowania wychodziło :)). Pokazałem, umówiliśmy się, że pojutrze po południu przyjadę- studnia już będzie.
Zajeżdzam- faktycznie. Dziura jest, pompa huczy, woda leci :)
Rozliczyliśy się, pan rurkę zabezpieczył, zakopał w ziemi (żeby przez zimę nikogo nie kusiło)- i wodę mam :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia