Dziennik budowy Spartakusa
W dniu zalewania betonu, ja z mamą i tatą byliśmy na działce o piątej rano, żeby dokończyć zbrojenie słupków wzmacniających ściany zewnętrzne piwnicy. Potem ja zostałam odwieziona do pracy, a rodzice z moją siostrą i dwoma siostrzeńcami mojego taty (19- i 15-stoletni) czynili na działce ostatnie przygotowania – jak się później okazało niewystarczające. Około jedenastej przyjechała pompa i betoniarki. Ja osobiście byłam przekonana, że wylewanie betonu jest częścią integralną dostawy. Być może mój tata wiedział, że to on będzie wylewał beton, ale jak to mężczyzna, nie ujawnił swoich wątpliwości, natomiast panowie z betoniarni nie pomyśleli o przeprowadzeniu teoretycznego instruktażu. Skutkiem tego zbiegu niedomówień szalunek w jednym miejscu nie wytrzymał. Po tym wypadku pan od pompy powiedział, że beton wylewa się warstwami. Reszta poszła już sprawnie, ale to co zostało zepsute naprawialiśmy przez tydzień. Myślę jednak, że ten błąd nie wpłynie na całą konstrukcję, która i tak jest silniejsza niż potrzeba.
http://foto.onet.pl/upload/11/27/_302851_n.jpg
Poza tym panowie zostawili nam jeszcze kłopot w postaci kałuży zaschniętego betonu na środku przyszłego ogrodu. Kiedy po dwóch dniach od zalania zajęliśmy się tym, efekty naszej pracy przy pomocy młotka i wideł były znikome. Pomógł nam dopiero teść sąsiada, który właśnie przyjechał do córki, aby ułożyć granitowy bruk. Akurat nadwerężałam widły, kiedy zaproponował użyczenie kilofa. Mimo potwornego upału z zapałem zaczęłam walić w beton. Skutek był natychmiastowy, tylko tata zbyt dumny, by mi pozwolić na zakończenie tej pracy, oderwał się od tego co właśnie robił, wziął ode mnie to przydatne narzędzie i sam rozbił większą część. Z pozbyciem się resztek nie mamy na szczęście kłopotu – na podmokłej części naszej ulicy sąsiad zorganizował wysypisko gruzu, więc się dołączyliśmy z naszymi odłamkami. Pozostaje tylko refleksja, co byśmy zrobili, gdyby za płotem nie pracował starszy pan ale jego zięć, pewnie nigdy nie pomyślałby o zaproponowaniu nam swojego kilofa. Z drugiej strony przy pierwszej wizycie w LeroyMerlin sprawdziłam ile taki kilof kosztuje – chyba wpadłam w nałóg posiadania narzędzi.
Odbiliśmy szalunki, wsypujemy piasek do „piaskownic”, ponownie układamy deski w nienaganne stosy i wyjmujemy gwoździe. Mamy ich już ponad litr (nie mogłam zważyć, ale wiem ile litrów mieszczą pojemniczki). Błędy przy betonowaniu opóźniły rozpoczęcie murowania o kolejne dziesięć dni, a murować mamy już czym. Na placu są już bloczki betonowe – połowa docelowej ilości i beton komórkowy, również połowa. Oczywiście, żeby we wszystkim był jakiś mankament, także i dostawa nie przebiegała idealnie. W czasie wyładunku BK załamała się paleta akurat w momencie gdy była uniesiona nad inną pełną bloczków paletą. Straty to ponad półtora palety ślicznych białych suporeksów. Mam nadzieję, że dostawca nie będzie robił kłopotów i uwzględni naszą reklamację. Musimy też pomyśleć o nosidłach do tych 25 kilogramowych bielusiów. Ostatecznie wygrał mój pomysł skonstruowania plecaczków jakie widziałam na filmach opowiadających o odbudowie Warszawy.
Dzisiaj tata rozpoczął przyklejanie papy lepikiem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia