LIWIA - dziennik budowy
Strop był gotowy, ściany na górze rosły, a my zaczęliśmy
myśleć o dachu. Chyba trochę za póżno, ale u nas to typowe...
i do dziś dnia nic w tej kwestii nie uległo zmianie.
Wielokrotnie sami sobie fundowaliśmy i nadal fundujemy
dodatkowe doznania i niekoniecznie porządane emocje,
ale tacy jesteśmy... wszystko robimy na opak
I w sumie ...chyba nie jest najgorzej
Jak zawsze, tak i tym razem Artek wynalazł dostawcę.
Tyle tylko, że w tym przypadku to był typowy "handlarz" ,
naganiacz bez odrobiny profesjonalnego podejścia do klienta.
Dla nas ten pan na zawsze jest SPALONY .
Był on naszą jedyną dotychczasową pomyłką budowlaną.
Tylko przez szacunek dla składu budowlanego i osób
w nim pracujących, które póżniej nam pomogły,
nie padnie tu żadna nazwa, ani niecenzuralne słowo.
I pomyśleć, że jeden pracownik psuje wizerunek całej firmy...
Wstyd Panie Jacku Wstyd
Tak więc...zamówienie na dachówkę i kompletny system
rynnowy złożyliśmy w połowie września. Wszystko było wybrane,
dogadane i dograne...no, bynajmniej tak nam się wtedy wydawało...
Zaliczka została wpłacona, a my zadowoleni z wyboru
i takiego obrotu spraw wróciliśmy do normalności,
przez kilka tygodni zachwycaliśmy się naszym "rosnącym" domkiem
i noce przesypialiśmy spokojnie.
Sielanka trwała do momentu daty realizacji dachowego zamówienia.
I tu bomba wybuchła
Musieliśy odwołać "dachowców", bo okazało się, że termin,
który podał nam "handlarz" nijak miał się do rzeczywistości.
Nasza dachówka jeszcze była na produkcji
Serie telefonów, przekładania kolejnych terminów,
nerwówka na całego!
Ta "ciuciubabka" trwała przez 1,5 m-ca.
Mieliśmy dość i nie mieliśmy wyjścia, gdzie teraz znależlibyśmy
dachówkę, żeby pokryć dach przed zimą. Sytuacja była patowa,
a my zdecydowanie za grzeczni !!!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia