LIWIA - dziennik budowy
I pierwszy dzień długo wyczekiwanego urlopu już za Nami
Oczywiście dzień budowlany baaardzo, baardzo pracowity ... i pełen niespodzianek... niekoniecznie miłych.
Na dzień dobry, po kilku stuknięciach młotkiem w krokwie z dachu zjechały nam dwie dachówki Nasze pierwsze słowa : Niemożliwe, przecież wszystkie miały być drutowane, a połówki przykręcane! Artek zaczął "rozbierać" fragment dachu przy lukarnie i okazało się, że przykręcone owszem i są, ale tylko 3 z 12-stu połówek a drutowane... lepiej nie mówić...
Próbowałam dodzwonic się do Szefa firmy, która majstrowała przy naszym dachu, ale usłyszałam tylko oschły komunikat: "wzywany abonent jest poza zasięgiem sieci"... i coś mi się wydaje, że Wyspiarze zyskali kolejnego fachowca
Artek widząc moją wściekłość i przerażenie stwierdził, że szkoda mojego zdrowia i że on jakoś sobie z tym dachem poradzi.
Przełknęłam to... będzie dobrze.
Zabrałam się za "robotę"...
Zachciało mi się domu... salonów, kuchni, łazienek, dużego holu, jeszcze większej sypialni... NO TO MAM !!! Cały dzień czyściłam ściany.
Packa... siateczka... i kręcimy łapkami !!! Po kilkunastu godzinach w tumanach gipsowego pyłu, po zdarciu kilku paluchów, opróżnionych kilku butelkach mineralnej i najlepszych na świecie bułkach z dżemem wiśniowym popijanych mlekiem czekoladowym zamierzony efekt został uzyskany... na parterze mamy ładne czyściutkie i gładziutkie ściany. Było warto
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia