A może by tak ... jeszcze raz? - DWOREK ... POTWOREK???
O dzisiejszych perypetiach dłuuuugo by pisać .
Strop miał dojechać 8-9... o 6 tak, tak SZÓSTEJ dzwoni facio, że dojeżdża ... hahahaaaa... to se dojeżdzaj, my właśnie z domu wyruszamy, więc na budowie możemy być min. za godzinę i ciut. Niby 100 km, ale nie wszędzie da się 100 jechać .
No to se poczeka...
Dojechali my w rekordowym tempie... nooo prawie, bo przyczepkę za tyłkiem ciągnęliśmy, jak się później okazało bez sensu .
I zaczęły się przeboje...
- nie wjedzie bo mu gałąź, konar właściwie przeszkadza
- mamy piłę, nie mamy drabiny
- myk do sąsiadów po drabinę
- myk na drzewo i sruuu... pękł szczebel w drabinie ... dobrze, że nie najwyższy
- mężuś prawie żywy uchlastał konara
- WJEŻDŻA
Pierwsze 10 metrów okazało się zabócze... wpadł po osie ...
teraz już się śmieję, ale wcaaaaaale fajnie nie było. Dobrze, że kuper (przyczepę) zdążył z drogi zewlec
Ha!!! koniec, końców strop mamy nie przy domu tylko 100 metrów dalej
I jeszcze jedno
ZAORANE!!!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia