domek dla szóstki
Wróciliśmy od architekta. Po trzygodzinnej rozmowie mam taki mętlik w głowie, że nie wiem, czy dziś będę spać.
Architekta polecił geodeta. Zresztą się okazało, że to kolega Jacka z dzieciństwa, z sąsiedniej kamienicy. Znajomość dziś bez znaczenia, ale przynajmniej nie byliśmy anonimowi. Już przez telefon zasugerował, że może by zrobić projekt indywidualny, bo przeróbki to sporo zachodu, a koszt porównywalny, a nawet niższy. Jechałam tam z duszą na ramieniu, bo juź prawie "mieszkam" w "modrzewiowym", a tu ktoś chce mnie od tego odwodzić. W drodze próbowałam się bojowo nastawiać, ale wiem przecież, że łatwo ulegam sugestiom. Już nieraz zdarzało mi się kupić ciuch, który bardziej podobał się sprzedawcy niż mnie.
Jednak po obejrzeniu tego, co przywieźliśmy, architekt stwierdził, że przeróbki byłyby minimalne, prawie żadne, więc chyba warto projekt kupić.
Potem długo próbowaliśmy na papierze usytuować dom na działce. Nasza koncepcja chyba umarła śmiercią naturalną. Na razie stanęło na niczym, będą propozycje do zaakceptowania. Kompletnie postawione na głowie to, co dotyczyło stron świata. A ja się tyle naszukałam domów z salonem od odpowiedniej strony. Ale w końcu ostatnie zdanie należy do nas.
Jednak najbardziej skołowana byłam propozycją przemeblowania salonu, przesunięcia drzwi z holu i "otwarcia kuchni". Matko! To był jeden z moich priorytetów, krzywiłam się na wszystkie piękne projekty z otwartymi kuchniami. Cóż, dziwna jestem jakaś - sprzątanie nie jest moim ulubionym zajęciem. Zresztą w naszym domu (mieszkaniu) kuchnia jest posprzątana mniej więcej 3 minuty. Potem zawsze jest mniejszy lub większy bałagan, przeważnie większy.
W tej sprawie też stanęło na tym, że to my zdecydujemy. Niemniej jednak mam o czym myśleć. Chyba trzeba się z tym przespać.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia