Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Przegląd

  1. Co nowego w tym klubie
  2. Wywlekam na wierzch ten stary wątek, żeby Wam zameldować, że jest dobrze. Moje starsze dziecko (młodsze jest jeszcze mało społeczne) zapoznało ostatnio na działce 2 sąsiadki, jej rówieśniczki (skądinąd wiem, że dzieci w podobnym wieku w sąsiedztwie będzie więcej). Ganiały całe popołudnie po łące (i po budowie sąsiadów ), a na koniec obiecały sobie solennie znowu się wkrótce spotkać i pobawić. Od tego czasu moja córka ciągle chce tam jeździć i za każdym razem sprawdza, czy sąsiadeczki czasem też nie przyjechały. Sądzę, że samotność nie grozi naszym dzieciom . Z innej beczki - ostatnio oddział banku przenieśli mi na osiedle-mrowisko. Po raz pierwszy od dłuższego czasu znalazłam się na takim osiedlu (jak to barwnie Ged opisał: szum, gwar, pełno ludzi, życie tętni). I wiecie co? ZA NIC NIE CHCIAŁABYM JUŻ MIESZKAĆ W TAKIM MIEJSCU. A przecież kiedyś mi to nie przeszkadzało, kiedyś to lubiłam. Teraz nie mogę się doczekać przeprowadzki na moją wieś. I, co więcej, moje dziecko też nie może się doczekać.
  3. Ged, Nie jest łatwo "mieszczuchowi" zostać "wieśniakiem" - myślę że to jest tak naprawdę Twój problem, a nie Twojego dziecka. Tu szum, gwar, życie tętni, człowiek czuje sie ciągle otoczony ludźmi, tam cisza, spokój, przyroda wokół - niby o tym marzymy, a jednak często ogarniają człowieka wątpliwości, czy aby na pewno?... My też jesteśmy od urodzenia "mieszczuchami" i powiem szczerze, wizja prawdziwej wsi nas nieco przerażała (może jeszcze do tego nie dojrzelismy ?) - wybralismy działkę na wsi, ale tuż pod miastem, w sąsiedztwie dużej, ładnej dzielnicy domów jednorodzinnych - no i na zaplanowanym mini-osiedlu (będzie 10-12 domów przy uliczce). Jest raźniej, gdy ma się sąsiadów na tym samym etapie - bo gdy wokół całkiem pusto, to owszem, może być bardzo pięknie, ale nieco smutno człowiekowi (istocie społecznej:smile:), a z kolei zasiedziali sąsiedzi często-gęsto nie tylko nie chcą się zaprzyjaźnić, ale wręcz rzucają kłody pod nogi... Jadę dzisiaj na zebranie z naszymi przyszłymi sąsiadami (wałkujemy sprawy uzbrojenia) na naszych działkach - myślę że pielęgnowanie od początku dobrosąsiedzkich stosunków dobrze wróży na przyszłość także dla naszych pociech. <font size=-1>[ Ta wiadomość była edytowana przez: magmi dnia 2003-06-02 14:30 ]</font>
  4. Moja córa kończy właśnie zerówkę, zauważyłam, że ma tak dosyć przedszkolego harmidru, że nawet nie zawsze chce iść do koleżanki albo na podwórko... Woli zaszyć się w domu z ksiażką albo klockami i pobyć chwilę sama. Trochę się nudzi w wakacje, ale wtedy chodzimy do znajomych, którzy mają dzieci w podobnym wieku... A w szkole zaczną sie też zajęcia pozaszkolne, kółka zainteresowań, języki - ja w dzieciństwie nie miałam wręcz czasu zeby siedzieć na podwórku i się nudzić, tyle miałam zainteresowań
  5. U nasz wygląda to tak: "Mamusiu, chodźmy na plac zabaw" - "Zaaaaraz, muszę jeszcze posprzątać, pranie niech się skończy...." W końcu idziemy, wielka radaość, zakładamy małemu buci, plac zabaw, piaskownica, kumpelki itp. Po dwóch godzinach odmarsz do domu na obiad i wielkie buuuuuuuu na dwa głosy, powrót do klitki przez nasze dzieci odbieranej raczej jako klatkę . A w wakacje u babci prawie na wsi to jest rano komunikat: "Babciu, idę na dwór!" albo i bez komunikatu, śmiganie przez cały dzień na rowerze i szaleństwa z psem a babcia robi w tym czasie co chce. Powrót wieczore na dobranockę, przerwy na posiłki... Kumpelek nie ma co prawda, ale czasem są dochodzące do swojej babci po sąsiedzku . Masz rację Ged, kumple są potrzebni bo dziecko "zdziczeje", ale wszystko ma dobre i złe strony. Pozdr. B.
  6. Mam zupełnie inne doświadczenia. Mieszkałam na dużym osiedlu: plac zabaw to zniszczone sprzęty, piaskownica zasikana przez psy i koty, pety na ziemi, na ławeczkach menelstwo. A u mojej siostry na osiedlu domków jedorodzinnch na uliczce jest istna Ulica Sezamkowa. Dzieciaki na hulajnogach, rowerach, z piłkami, z paletkami. Ganiają od ogródka do ogródka - a w ogródkach baseniki, piaskownice i co kto chce. Moja córka (obecnie 7 lat) ciągle chce tam jeździć. Mam nadzieję, że u nas będzie podobnie. P.S. Moja siostra ma 3 dzieci. Na osiedlu domków, na którym mieszka, nie ma ANI JEDNEGO jedynaka - dzieci jest ze 20. Sama radość. [ Ta wiadomość była edytowana przez: magmi dnia 2003-06-02 09:41 ]
  7. ech...to niekoniecznie musi być rezydencja, w wiekszosci domków jednorodzinnych tak jest...dziecko bawiace sie samotnie w ogrodzie:sad:
  8. Obrazek pierwszy: Nowoczesne krakowskie osiedle, obserwuję mojego prawie 6 letniego syna bawiącego się w przyblokowej piaskownicy. Radość, radość, radość. Nowe przyjaźnie, łatwe kontakty. Osiedle doskonale zorganizowane. Chodzimy do piaskownicy 5 klatek dalej, bo ta przed oknem, pomimo że na widoku, ma mniejszą klientelę, a tamta - mniejsza - ścisk ogromny. Dzieciaki i rodzice przychodzą nie dlatego, że jest tam piasek, ale dla towarzystwa. Obrazek drugi: Rezydencja, przepiękny plac zabaw: huśtawki, zjeżdżalnie drewniane budowle, kolor, trawka. I ... jedno smutne samotne dziecko.
  9.  


×
×
  • Dodaj nową pozycję...