Przegląd
- Co nowego w tym klubie
-
Wywlekam na wierzch ten stary wątek, żeby Wam zameldować, że jest dobrze. Moje starsze dziecko (młodsze jest jeszcze mało społeczne) zapoznało ostatnio na działce 2 sąsiadki, jej rówieśniczki (skądinąd wiem, że dzieci w podobnym wieku w sąsiedztwie będzie więcej). Ganiały całe popołudnie po łące (i po budowie sąsiadów ), a na koniec obiecały sobie solennie znowu się wkrótce spotkać i pobawić. Od tego czasu moja córka ciągle chce tam jeździć i za każdym razem sprawdza, czy sąsiadeczki czasem też nie przyjechały. Sądzę, że samotność nie grozi naszym dzieciom . Z innej beczki - ostatnio oddział banku przenieśli mi na osiedle-mrowisko. Po raz pierwszy od dłuższego czasu znalazłam się na takim osiedlu (jak to barwnie Ged opisał: szum, gwar, pełno ludzi, życie tętni). I wiecie co? ZA NIC NIE CHCIAŁABYM JUŻ MIESZKAĆ W TAKIM MIEJSCU. A przecież kiedyś mi to nie przeszkadzało, kiedyś to lubiłam. Teraz nie mogę się doczekać przeprowadzki na moją wieś. I, co więcej, moje dziecko też nie może się doczekać.
-
Ged, Nie jest łatwo "mieszczuchowi" zostać "wieśniakiem" - myślę że to jest tak naprawdę Twój problem, a nie Twojego dziecka. Tu szum, gwar, życie tętni, człowiek czuje sie ciągle otoczony ludźmi, tam cisza, spokój, przyroda wokół - niby o tym marzymy, a jednak często ogarniają człowieka wątpliwości, czy aby na pewno?... My też jesteśmy od urodzenia "mieszczuchami" i powiem szczerze, wizja prawdziwej wsi nas nieco przerażała (może jeszcze do tego nie dojrzelismy ?) - wybralismy działkę na wsi, ale tuż pod miastem, w sąsiedztwie dużej, ładnej dzielnicy domów jednorodzinnych - no i na zaplanowanym mini-osiedlu (będzie 10-12 domów przy uliczce). Jest raźniej, gdy ma się sąsiadów na tym samym etapie - bo gdy wokół całkiem pusto, to owszem, może być bardzo pięknie, ale nieco smutno człowiekowi (istocie społecznej:smile:), a z kolei zasiedziali sąsiedzi często-gęsto nie tylko nie chcą się zaprzyjaźnić, ale wręcz rzucają kłody pod nogi... Jadę dzisiaj na zebranie z naszymi przyszłymi sąsiadami (wałkujemy sprawy uzbrojenia) na naszych działkach - myślę że pielęgnowanie od początku dobrosąsiedzkich stosunków dobrze wróży na przyszłość także dla naszych pociech. <font size=-1>[ Ta wiadomość była edytowana przez: magmi dnia 2003-06-02 14:30 ]</font>
-
Moja córa kończy właśnie zerówkę, zauważyłam, że ma tak dosyć przedszkolego harmidru, że nawet nie zawsze chce iść do koleżanki albo na podwórko... Woli zaszyć się w domu z ksiażką albo klockami i pobyć chwilę sama. Trochę się nudzi w wakacje, ale wtedy chodzimy do znajomych, którzy mają dzieci w podobnym wieku... A w szkole zaczną sie też zajęcia pozaszkolne, kółka zainteresowań, języki - ja w dzieciństwie nie miałam wręcz czasu zeby siedzieć na podwórku i się nudzić, tyle miałam zainteresowań
-
U nasz wygląda to tak: "Mamusiu, chodźmy na plac zabaw" - "Zaaaaraz, muszę jeszcze posprzątać, pranie niech się skończy...." W końcu idziemy, wielka radaość, zakładamy małemu buci, plac zabaw, piaskownica, kumpelki itp. Po dwóch godzinach odmarsz do domu na obiad i wielkie buuuuuuuu na dwa głosy, powrót do klitki przez nasze dzieci odbieranej raczej jako klatkę . A w wakacje u babci prawie na wsi to jest rano komunikat: "Babciu, idę na dwór!" albo i bez komunikatu, śmiganie przez cały dzień na rowerze i szaleństwa z psem a babcia robi w tym czasie co chce. Powrót wieczore na dobranockę, przerwy na posiłki... Kumpelek nie ma co prawda, ale czasem są dochodzące do swojej babci po sąsiedzku . Masz rację Ged, kumple są potrzebni bo dziecko "zdziczeje", ale wszystko ma dobre i złe strony. Pozdr. B.
-
Mam zupełnie inne doświadczenia. Mieszkałam na dużym osiedlu: plac zabaw to zniszczone sprzęty, piaskownica zasikana przez psy i koty, pety na ziemi, na ławeczkach menelstwo. A u mojej siostry na osiedlu domków jedorodzinnch na uliczce jest istna Ulica Sezamkowa. Dzieciaki na hulajnogach, rowerach, z piłkami, z paletkami. Ganiają od ogródka do ogródka - a w ogródkach baseniki, piaskownice i co kto chce. Moja córka (obecnie 7 lat) ciągle chce tam jeździć. Mam nadzieję, że u nas będzie podobnie. P.S. Moja siostra ma 3 dzieci. Na osiedlu domków, na którym mieszka, nie ma ANI JEDNEGO jedynaka - dzieci jest ze 20. Sama radość. [ Ta wiadomość była edytowana przez: magmi dnia 2003-06-02 09:41 ]
-
ech...to niekoniecznie musi być rezydencja, w wiekszosci domków jednorodzinnych tak jest...dziecko bawiace sie samotnie w ogrodzie:sad:
-
Obrazek pierwszy: Nowoczesne krakowskie osiedle, obserwuję mojego prawie 6 letniego syna bawiącego się w przyblokowej piaskownicy. Radość, radość, radość. Nowe przyjaźnie, łatwe kontakty. Osiedle doskonale zorganizowane. Chodzimy do piaskownicy 5 klatek dalej, bo ta przed oknem, pomimo że na widoku, ma mniejszą klientelę, a tamta - mniejsza - ścisk ogromny. Dzieciaki i rodzice przychodzą nie dlatego, że jest tam piasek, ale dla towarzystwa. Obrazek drugi: Rezydencja, przepiękny plac zabaw: huśtawki, zjeżdżalnie drewniane budowle, kolor, trawka. I ... jedno smutne samotne dziecko.