jakiś czas temu, w trakcie urlopu siedzimy sobie z małżonką na werandzie i głęboko sie zastanawiamy, sącząc kawkę poranną, co by tu zrobić koło domu, żeby uprzątnąć walający się gruz, owszem będący w kupkach, ale dość gęsto rozsianych.
Gruz się pojawił jako odpady z tynkowania, po myciu betoniarki i takie tam.
Więc siedzimy dumamy i nagle zatrzymuje się obok naszego domu samochód z przyczepą i wysiada pan, który pyta się .... o co?
CZY POTZREBNY NAM JEST TEN GRUZ!!!
W okolicy akurat kręcą jakiś serial (nowy, Ranczo ma się nazywać) i potrzebowali gruzu do zdjęć, żeby pod ścianą podrzucić, że niby po skutym tynku.
Jako, że nie jesteśmy jakoś do niego emocjonalnie przywiązani, podzieliliśmy się z biedakami.
Obiecali podać go na liście płac, na końcu odcinka, że jako gruz wystąpił Gruz z Franciszkowa