Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

mjot1

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    12
  • Rejestracja

mjot1's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. "Czy to jest odpowiedź na Twoje pytanie?" Tak JoShi! Czuję się usatysfakcjonowany. Jednocześnie składam dzięki serdeczne za niechybny trud włożony w przeprowadzenie eksperymentu powyżej wspomnianego! Hmmm... Nadmienić tu jednak muszę, że spodziewałem się jednak większych spustoszeń... No i nadzieję żywię też nieśmiałą, iż dylemat mój nie posłuży to o zgrozo! jako instruktaż dla jakiegoś "sąsiada" z polotem? Najniższe ukłony! Długie zimowe wieczory zabijający wyszukiwaniem dziur w całym M.J.
  2. Do Lakk(a) No cóż... Moja chałupinka nie jest ocieplona styropianem niestety (a więc i na szczęście!). Liczy już sobie starowinka zdecydowanie ponad wiek. I właśnie ze względu na ów jej wiek sędziwy a stateczny nieprzystojnie było by w coś takiego jak styropian ją zapakować. Toż to jakbyś damę stateczną a szlachetną w dres przyodział. Teraz docieplona jest grubą warstwą śnieżnego puchu, w którym to odzieniu wygląda nader urodziwie i odwzajemnia się nam ciepłem nie tylko fizycznym. A że chałupinka stoi sobie z dala od siedzib ludzkich w "krzakach" zaszyta, więc jako sąsiadów mam jedynie zwierza leśnego a dzikiego któren to w bliższym poznaniu duuużo przyjaźniejszym się okazuje niźli istota dwunożna rozumną czasem zwana. Do Thalex Chybam z tą ilością acetonu faktycznie przesadził troszeczkę... Ale dajmy na to gdyby to była taka knajpiana miarka "pięćdziesiątką" zwana? Zakładamy też, że robota wykonaną była solidnie, czyli elewacja nie ma żadnych szczelin czy o zgrozo! pęknięć. Więc ubytki mikstury z powodu odparowania na zewnątrz jako znikome przy naszym zadaniu pominąć możemy. Biorąc powyższe dane pod uwagę ponawiam pytanie: Jaką objętość styropianu (średniej twardości) jest w stanie rozpuścić owa "pięćdziesiątka" acetonu? Najniższe ukłony! Dociekliwy M.J.
  3. A jeśli już mam chałupinkę docieploną warstwą styropianu grubości 12cm metodą lekką a mokrą. I jeśli mam też uczynnego sąsiada (a takich przecie nie brak! wszak żyjem tu i teraz). No i np. sąsiad ten uczynny a dowcipny wziąwszy strzykawkę o poj. 50mm3 i napełniwszy ją acetonem wstrzyknie miksturę ową pozwalając by parowała sobie spokojnie tam pod skorupką elewacji prześlicznej. To na jakiej powierzchni (proszę podać w m2) pozostanie mi tynk jedynie cienki, choć siatką zbrojny? Najniższe ukłony! Dociekliwy M.J.
  4. Opieńka może rosnąć z dala od drzewa dręcząc jego system korzeniowy lub jakieś pozostałości tak że czasem wydaje się, że nie ma z drzewem nic wspólnego. Na pocieszenie. Opieńka jest pyszna usmażona z jajem. Dodaje potrawie specyficznego pieprznego posmaczku. Lecz jeśli ktoś nie zna grzybów niech pozostanie przy pieczarkach z supermarketu Do Wciornastka. Co prawda porzeczka to nie drzewo owocowe. Kilka lat temu opieńka dosłownie "w oczach" zabiła mi czarną porzeczkę, podczas gdy czerwona rosnąca obok o metr "nietknięta" ma się znakomicie do dnia dzisiejszego. Najniższe ukłony! Grzybolubny M.J.
  5. Nazwy nie podam, bo ona nie ma tu najmniejszego znaczenia. Mniemam, że każdy szanujący się producent coś takiego w swej ofercie mieć powinien. A poza tym nie mam żadnych za reklamę gratyfikacji A cena? To chyba było z siedem może sześć lat temu? Uiściłem wówczas ok. 600 złotych polskich. Jak pisałem powyżej nie uważam, że był to grosz wyrzucony. U mnie już pierwsze symptomy jesieni... Listki z wiśni prawie już spadły, powoli sypią brzózki, lipy przybrały taką jakąś smętną barwę no i jawory pierwsze pojedyncze listki raczyły upuścić, które łagodnie opadłszy ułożyły się na naszej polance... Najniższe ukłony! Już z lekka jesienny M.J.
  6. Hmmm... Czyżbym Majko aż tak zawile rzecz wyłuszczył? Kabla jest tyle ile trzeba i do kosiarki i wykaszarki i sekatora. Gdy z okolicznych drzew spadną liście to zdmuchuję je na kupy - powtarzam kupy nie kupki (okoliczny las jest w przewadze liściasty). A gdy już są zgromadzone to pozbywam się ich przy pomocy okolicznej ludności rolniczej, która chętnie je zabiera (na coś tam) gdy są suche lub transportuję za płot do lasu gdzie przecie ich miejsce. Tu nadmienić muszę, że najgorsze są liście z jaworów, bo gdy popada to te płachty zlepiając się tworzą gruby i dość zwarty kobierzec. Nie ma natomiast żadnego problemu z liśćmi bukowymi, które przed spadnięciem wywijają się i nawet mokre zachowują się jak na liście przystało, czyli bez problemu dają się przedmuchiwać z miejsca na miejsce. U mnie "akcja liść" trwa ładnych kilka dni, bo wiatr to żartowniś nie lada i potrafi sprawić niejednego psikusa. Tam gdzie liście zalegają jedynie pojedynczo przełączam maszynerię na ssanie i zbieram liście i inne badylki do wora. I wyobraź sobie Majko, że noszę obładowany wór i wysypuję za płot. Jak tego potrafię dokonać sam nie wiem... Cały wór wyładowany liśćmi! Tak też czynię z "opałem kalorycznym", którym są oczywiście szyszeczki bukowe a które gdy spadają są suchutkie i naprawdę świetnie trzymają żar. A mój kocioł CO strawi wszystko no i oczywiście w chałupince posiadam prawdziwy kaflowy trzon kuchenny. Oczywiście, jeśli ktoś ma jedno drzewo to w takiej sytuacji moim zdaniem dmuchawa czy odkurzacz (zwała jak zwał) po prostu nie ma sensu. Byłoby to tak jakby do koszenia malutkiej działeczki nabyć sobie profesjonalną samojezdną kosiarkę na zasadzie: niech sąsiedzi widzą, że pieniądz jest! ale i takie zboczenia można w naszym pięknym kraju dostrzec. W moim przypadku nie wyobrażam sobie obecnie bym mógł powrócić do grabi. Bo byłoby to tak jakby działkę 20 na 20 metrów kosić nożyczkami... Choć przecie niby można! Czyż nie? Najniższe ukłony! Wymądrzający się M.J.
  7. Ładnych kilka lat temu kupiłem sobie takie "ustrojstwo" nie żadne tam wyczynowe a "gadżet" w sumie. Ustrojstwo owo to plastikowa kanciasta rura z podwieszanym worem z siatki z silnikiem w środku. Oczywiście napędzane elektrycznie, bo nie znoszę hałasu i o konieczności pamiętania o tych wszystkich "napojach". Działa to to "te i we w te" czyli ssie i dmucha i ma dwa "biegi". Kupiłem i cieszę się każdej jesieni jak dzieciak! U mnie problem liści to w przeliczeniu kilka przyczep! Mieszkam bowiem na polance w lesie. W takich warunkach same grabie mogą człeka wykończyć. Wiem coś o tym. A teraz wspaniała część zostaje zdmuchana na kupy a tam gdzie zalegają rzadziej zasysa się je do wora i już. Mam też w obejściu dorodnego buka, więc w latach urodzaju bukw nie brakuje. Odkurzacz daje sobie z nimi radę a dodatkowo mam wysokokaloryczny opał. Najniższe ukłony! Zadowolony posiadacz odkurzacza M.J.
  8. Podziwiam ludzi, którzy wiedzą i mają pewność. Podziwiam i zazdroszczę im okrutnie, ponieważ mnie ten luksus tak niezmiernie rzadko jest danym... Owe dwie jakże czysto ludzkie cechy (co dowodzi niezbicie żem nie zdziczał jeszcze do cna) z upływem czasu wzmagają we mnie w postępie geometrycznym. Podczas gdy sam w miarę upływu lat spoglądając na bogactwo istot wokół coraz częściej łapię się na tym, że gapiąc się nie wiem co widzę i ciągle "mjotają" mną wątpliwości. To doprawdy jest dołujące... A wracając do tematu. Uprzejmie oto donoszę, że kilka dni temu zmarła kobieta. A powodem jej zejścia było ugryzienie przez żmiję w jej własnym ogrodzie, do którego wyszła po koperek. Przemknęła ta wieść poprzez nieliczne jedynie media tak jakoś cichutko i niepostrzeżenie... A toż to przecie w naszym kraju drugi już przypadek śmiertelny, którego powodem była żmija na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Przecie argument to niebagatelny przemawiający za tym iż należy podejść do problemu profilaktycznie i przyczynę wyeliminować. Toż gdyby nie było żmii niewiasta owa żyłaby nadal. Że co? Że w tym samym czasie więcej było zejść np. ze śmiechu? No cóż... Śmiechu jak wiadomo nie da się jednak zabić. Najniższe ukłony! Na chwilkę z krzaków wychynąwszy Wasz donosiciel M.J.
  9. Proszę nie odebrać tego jako wymądrzanie się. Nie jestem znawcą jestem kompletnym laikiem w temacie. Ot, od czasu do czasu spotykam różne "żyjątka" najczęściej martwe. Po moim "ogrodzie" szwendają się padalce i sporo zaskrońców. Żmijki przewinęły się jedynie kilka razy. Gniewosza niestety nie miałem przyjemności gościć i spotykam go jedynie poza ogrodzeniem. Czy jesteś pewna, że wąż na zdjęciu to żmija? To jest jedynie zdjęcie i trudno mi dostrzec szczegóły, lecz z tego co widzę to bliżej tej postaci do gniewosza właśnie. Dla mnie ta "żmijka" jest jakby "za smukła" nie wspominając już o "zygzaku" domyślnym raczej. Najniższe ukłony! Z wyrazami szacunku M.J.
  10. No cóż dostało mi się. I słusznie! Bom wlazł tu nadużywając gościnności i "kij w mrowisko" wtykając. Jak zaznaczyłem powyżej świadomie to czyniłem i spodziewałem się drastyczniejszych reakcji. Obawiałem się jednego; najgorzej znoszę "kubły pomyj" wylewane na głowę. A tu? Proszę. Oszczędzono mi tego. Serdeczne dzięki! No a po cóż właściwie było to me wtargnięcie? Czy coś tym osiągnąłem? Jak naiwnym trzeba być by mniemać, że da się zmienić kogoś, kto ma już poukładane i utrwalone wartości i wie, że mianem "piękno"określić można jedynie dzieło rąk ludzkich (wiedza ta jest przecie poparta tysiącami lat cywilizacji). Po cóż kazać komuś zachwycać się nad pięknem świerszcza? Czy ta lśniąca, smoliście czarna kulka głowy przyczepiona do tułowia godna jest by ją w ogóle dostrzec? Jakiż sens ma wydanie kilkudziesięciu złotych na książkę traktującą o jakiś robaczkach czy roślinkach w dodatku chwastach? Czyż nie napisane jest, że grosz pomnażać należy? A w sumie marnowanie czasu na jakieś dyrdymały nie przynoszące żadnych wymiernych korzyści powinno być wręcz zakazane? Więc czy osiągnąłem zamiary, z którymi tu wtargnąłem? Nie wiem. Jednak mam taką cichutką nadzieję, że dzięki tym moim gryzmołom może ktoś, gdzieś, kiedyś zanim zabije to pomyśli? A jeśli już się zawaha choćby przez jedną chwileczkę to jest szansa, że górę weźmie rozsądek. Może ktoś kiedyś na widok złotooka zwiewnego niczym elf (i jakże pożytecznego dla nas ludzi) nie rzuci się na niego z bojowym okrzykiem "mol" i miast zadać razy celne a śmiertelne pozwoli mu spokojnie ulecieć na zewnątrz i cieszyć się życiem. A przedwczoraj wracając radośnie z pracy znów spotkałem roztrzaskaną żmiję. Jakiś człowiek stanął bohatersko do walki na śmierć i życie i odniósł zwycięstwo chroniąc okoliczną ludność przed tym podstępnym potworem. Kolejny raz to wcielenie zła wszelakiego, owo plemię żmijowe poniosło słuszną karę a "rozum" zwyciężył! Cóż pożyła sobie gadzina i starczy! Takie malusieńkie dwudziestokilkucentymetrowe sznurowadełko... Jednocześnie gratuluję co poniektórym umiejętności odróżnienia gniewosza od żmii! I cieszę się bardzo, że dzięki temu waleczny ów wąż z życiem ujdzie. Nagminnie dzieje się bowiem tak, że gniewosz ginie natychmiast po spotkaniu z przeciętnym człowiekiem. Jak sama nazwa wskazuje w razie zagrożenia (a nie ma większego niźli spotkanie z człowiekiem) ten niegroźny wąż syczy okrutnie i atakuje próbując przestraszyć wroga. No i oczywiście ginie... A potem krążą opowieści o niezwykłej zuchwałości żmij czyhających na nasz żywot. A eskulapa nigdy nie spotkałem niestety. I pewnie nie będzie mi to już dane. Była tu też mowa o prawie. Cóż... Wystarczy rozejrzeć się wokół. Wystarczy rzucić okiem na samo owo prawo i na naszą "sprawiedliwość" Lecz jeśli ktoś uważa, że w obronie własnych wartości ma prawo nie stosować "prawa" to musi się liczyć z sytuacją odwrotną. Wszystko jedną miarką mierzyć należy. Wszystko osądzać należy "po sobie. Można przypuścić, że jeśli "ktoś" wszedłby na moją polankę bez uprzedzenia a mój pies osądzając go jako wrogo nastawionego do mej skromnej osoby rzuciłby się na niego z "uzbrojeniem" to ów "ktoś" podtrzymałby swe stanowisko, co do wybiórczego stosowania prawa. No i czy to dziwne, że w nieuniknionych konfliktach zwierz - człowiek staję po stronie tego pierwszego? Niejako stając się zdrajcą swego gatunku. Cóż... Człowiek po swej stronie ma tak wielu wspaniałych mecenasów utwierdzających go w samozachwycie, że mnie maluczkiemu pchać się tam raczej nie wypada. A często i jakoś mi nie po drodze z tymi autorytetami moralnymi. Pozostanę więc przy zwierzątkach. Zastanawiające jak wielu udając się na "łono natury" raptem dziwi się, że ta natura tam jest... "Jak zabawnie chcieć i nie móc lub nie chcieć i móc" Najniższe ukłony! Wycofujący się już w ostępy i spokojnie oddający się dalszemu dziczeniu M.J.
  11. Jestem byłym łykiem obecnie z własnej i nieprzymuszonej woli mieszkającym w "krzakach" z dala (na szczęście) od siedzib ludzkich. Nasze miejsce na ziemi położone jest na niewielkiej polance, na której stoi prosta, starusieńka, drewniana chałupinka. Chałupinka ta nie jest tak "piękna" jak powstające obecnie, ale ma w sobie coś, czego te obecne "pałace" nigdy mieć nie będą. Potrafi stękać cichutko gdy jej ciężko, potrafi też poskrzypywać radośnie. Ona żyje razem z nami ona ma duszę! Jeśli ktoś nie rozumie, o czym piszę to niech już nie czyta dalej. Szkoda jego czasu. Zaś, jeśli ktokolwiek spotkał się ze mną gdzieś w przepastnej przestrzeni wirtualnej niech wybaczy, że powtarzał się będę. Czym zazdrosny? Hmmm... By odrzec szczerze muszę powiedzieć: Tak. Zazdrość nie jest mi obca. Wszak jestem może i wirtualnym jeno, lecz jednak przecie człowiekiem. Jestem, więc też próżny, przemądrzały itd. itd. Niechybnie zachowałem się grubiańsko wtargnąwszy tu na Wasze forum i bez namiastki choćby uznanych form grzecznościowych wyrzuty czyniąc uszczypliwe. Lecz jak sama nazwa wskazuje jest to forum. Czy było mym zamiarem urazić kogo czy może nawet obrazić? Odpowiem: Tak! Wiem, bowiem że by zmusić do skorzystania z tego jakże wspaniałego daru, jakim obdarzyła nas Opatrzność a którym są "szare komory" należy "istotą rozumną" wstrząsnąć, dotknąć ją. Wówczas zdarza się czasem, że podejmie ten mozół ogromny, ten trud nad trudy i zaczyna myśleć. Czy to wszystko, co napisałem to zmyśliłem? Nawet nie musiałem kolorować czy przejaskrawiać. Rozejrzyjcie się sami wokół. Te wszystkie "domki powstające obecnie w postępie geometrycznym na obrzeżach lasu. Niektóre (patrząc z osobna w oderwaniu od reszty) może i nawet ładne. Lecz ogólnie? Potworna kakofonia! Czyż Was to nie razi? Widziałem na łańcuchu przy budzie dalmatyńczyka, jamnika nawet doga! Pan Dog na łańcuchu. To uosobienie godności na łańcuchu! Kim trzeba być by coś takiego wymyślić? Oczywiście istotą rozumną na stanowisku i przynajmniej z mgr przed nazwiskiem. Dość! Nie będę się wdawał w szczegóły... "Natura człeka ciągnie w las&" może nie natura, lecz moda. Więc człek w ten las lezie. Jeśli gdzieś się wybieramy staramy się zdobyć podstawowe informacje o tym miejscu o tubylcach. Ot kupujemy folder, gdy jedziemy w obce strony, gdy udajemy się do kogoś jako gość staramy się dowiedzieć, co lubią gospodarze, itd. Czy aby na pewno? Jak można nie wiedzieć nic absolutnie nic o istotach mieszkających w lesie czy przy lesie? Kim trzeba być by miast przynajmniej próby ich poznania, dostrzeżenia, zrozumienia ograniczać się jedynie do ich fizycznej likwidacji? Wydawałoby się, że myślenie nie boli. Jednak, gdy obserwuję to co dzieje się wokół to mam poważne wątpliwości! Najpierw odruch a potem może i jest chwilka zadumy, zastanowienia się, ale już po fakcie. Szlak mnie trafia, gdy widzę te roztrzaskane zwłoki zaskrońców, padalców, i resztki populacji żmij! Ileż istot ginie z powodu porażającej wprost głupoty, takiej ze aż boli! Szlak mnie trafia, gdy widzę ten obłędny strach na widok przelatującego szerszenia czy innego owada. Nie mogę się powstrzymać, gdy ktoś pisząc o skorkach nie ma o nich zielonego pojęcia i z uporem maniaka wpiera wszystkim, że to szczypawka wspaniały cudownie kolorowy chrząszcz biegacz pożyteczny i niszczący choćby te znienawidzone ostatnio ślimaki.(ślimaki tępi też padalec). Żaby, ropuchy, wspaniały świat pajęczy wszystko przeszkadza. A czy ktoś z Was próbował dostrzec piękno? Czy Wy w ogóle wiecie, co jest piękne gapiąc się jedynie w zwierciadło i zachwycając własnymi dokonaniami? Czy próbowaliście, choć jeden raz policzyć płatki w kwiatku mniszka zanim potraktowaliście go "randapem"? Chyba za dużo już...? więc kończę. Chodzi mi o to, że jak gdzieś włazisz to pamiętaj: jesteś gościem. A gość i owszem ma prawa, ale ma też obowiązki! A podstawowym obowiązkiem jest szacunek dla gospodarzy. Bzdurą kompletną jest, że to ty tam jesteś panem i władcą. Pamiętaj Ty masz ten skrawek jedynie w chwilowej dzierżawie i czyń wszystko tak by za twe działania nie musieli słono zapłacić twoi potomni. Chcę Wam jedynie powiedzieć, że: Gdyby nie było much nie byłoby też jaskółek. Ale przecie są tacy, którym i jaskółki przeszkadzają... Najniższe ukłony! Próbujący Was "dotkną" M.J.
  12. Muchy brzęczą okrutnie denerwując Taka pszczoła, trzmiel i wszelaka inna żądłówka potrafi użreć narażając nas na męki straszliwe do utraty życia włącznie A osa oraz inny szerszeń jest żółta i to w dodatku w czarne paski. I to w poprzek! A komar? Licho pierońskie! I te wszystkie chrząszcze ze swymi chitynowymi pokrywami. Łazi toto albo lata brzęcząc basem niemiłosiernie. A płazy i gady? Pełza to wije się albo i o zgrozo podskakuje! Obleśne to wstrętne i każdy przecie wie od dziecka, że to wcielenie zła czyhające na duszę naszą anielską. A ptaki? Zapaskudzają jedynie okolicę i niemiłosiernie drąc się nie pozwalają koneserowi zanurzyć się całemu w cudowną muzykę z głośników płynącą subtelnie. I kret potwór szlachetną równość trawnika niszczący nam w niwecz. I mysz potworna. No i ten pies, który nie dość, że szczeka to jeszcze i biegać mu się zachciewa. I ta trawa, którą strzyc bez przerwy trzeba i jest aż tak przeraźliwie zielona! I te krzewy, które miały w folderze tak cudownie regularne kształty a tu masz! Pewnie upchnęli nam jakieś odrzuty? Itd. itd... Cóż jednak pozycja społeczna z takim trudem zdobyta zobowiązuje. Nie po to tyle wysiłku włożyliśmy by zdobyć wykształcenie i kolejne skróty przed nazwiskiem. Trzeba iść z duchem czasu. Trzeba być na topie! Trzeba mieszkać w domku "skromniutkim" na "skromniutkiej" działeczce pod lasem. Tak... Życie to jedno nie kończące się pasmo wyrzeczeń... Ale od czegóż potęga myśli ludzkiej?! Wszak tyle skutecznych osiągnięć cywilizacji w zasięgu ręki! Część trawnika można wyłożyć na podłożu z suchego betonu kostką betonową rysując nią misterne i przepiękne mozaiki. Resztę trawnika po zdarciu gleby dokładnie przepali się herbicydami, ułoży gęstą siatkę i rozwinie zakupiony uprzednio cudowny trawnik. Ogrodzenie postawi się na fundamencie sięgającym grubo głębiej niźli głębokość przemarzania i wówczas żaden kret nam niegroźny! Wspaniałe iglaki można przecie trzymać w pięknych pojemnikach lub misternie zamaskowanych zwykłych donicach. Muchy można potraktować chemiczną miksturą a taką osę choćby i spalić czy zalać innym kwasem czy nawet betonem! Można porozmieszczać feromony odciągające lub inne środki odstraszające czy zabijające owada. Ptaka można wystraszyć jakimś np. pięknym holenderskim wiatrakiem wydającym przy okazji dźwięki niesłyszalne dla nas a działające na tę swołocz skrzydlatą. Dalmatyńczykowi sprawi się wspaniałą budę w stylu góralskim i uwiąże na kutym ręcznie łańcuchu. Będzie nam wdzięczny, że nie musi jak inne przebywać w schronisku. Ustawimy też np. kapliczkę by podkreślić nasze słowiańskie korzenie lub krasnala by wykazać swą europejskość. Wielu wyrzeczeń i ileż nakładów nas to wszystko kosztować będzie! Jednak dopniemy swego! Doprowadzimy do tego by w naszym obejściu było czysto i sterylnie, więc ekologicznie. Bo trzeba być w awangardzie! Nich widzą, że potrafimy tymy ręcyma! A przecie tak było nam dobrze na ósmym piętrze blokowiska... Najniższe ukłony! Życzący powodzenia w spełnieniu marzeń M.J.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...