widzę, że jednak niewiele dobrego będzie z tej dyskusji. Nie napisałam pierwszego postu by być ocenianą, nie napisałam tego by snute były teorie spiskowe na temat romansu mojego męża, nie napisałaam,by dowiedzieć się jak mam oskubać męża. Matka dyrektorka pięknie napisałamo zbiorach, co jednak jeśli w części wspólnej jest wyłącznie dziecko ? nic więcej. Dla mnie posiadanie wspólnego majątku , domu, czy fakt, iż spędziliśmy ze sobą kawał zycia, nie jest argumentem by w tym trwać, bo nie daj bóg gorzej trafię. Nie jestem typem człowieka,który będzie trwał w związku tylko po to by nie być sama. Nie potrafię nie myśleć nad tym co się dzieje, lub gorzej udawać ,że jest ok, że przecież tak można żyć. Pytanie tylko po co ? Nie umię mysleć tak jak myślały nasze babki " nie pije, nie bije, czyli dobry chłop jest". Nie powiedziałam nigdzie, że mąż "spokojnie przyjął " wiadomość o rozwodzie,powiedziałam,ze nie był mocno zaskoczony, przecież nie jest głupi , wie co się dzieje.Nie znamy się tydzień, zna moje proiorytety, wie co jest dla mnie ważne, co kiedyś było ważne dla nas obojga. Już wie, że nie jestem tak silnym koniem, by uciagnąć ten wóz w pojedynkę , plus jego porzucone chomąto. Nie wiem,czy nie jest za późno by to poskładać, ale podejmując próbę, możemy ocalić coś co kiedyś było fajne, nie robiąc nic nie damy szansy naszemu dziecku, na pełną rodzinę.